Magdalena Lemańska z Sao Paulo
- Głosowałem na przegranego. Ten kraj dopiero zobaczy, jak będą wyglądały rządy ludzi nazywających przeciwników nazistami. A jeśli dojdzie do impeachmentu, to będzie katastrofa – złowróży taksówkarz odwożący mnie w Sao Paulo do hotelu po wyborczej nocy.
Przegranym jest Aecio Neves, kandydat Brazylijskiej Partii Socjaldemokratycznej. Według zwolenników (głównie biznes i dobrze wykształceni mężczyźni): potencjalny reformator zaniedbanego systemu ekonomicznego tego kraju, według przeciwników: sterowany przez wpływową starszą siostrę i brazylijski biznes bogaty z domu playboy. Tak twierdzą zwolennicy reprezentującej centrolewicową Partię Pracy Dilmy. To w większości drugi biegun brazylijskiego społeczeństwa: biedni i słabo wykształceni (częściej kobiety niż mężczyźni), ale także ci, którzy chcą w kraju kontynuacji państwowych programów nastawionych na wyrównywanie szans społecznych, a którym mniej zawadza rosnąca inflacja i spadające tempo wzrostu gospodarki.
Trudno jest polskimi miarami mierzyć to, co dzieje się w Brazylii. Wiemy o fawelach i o tym, że jednocześnie Brazylia przoduje w zestawieniach milionerów (z tego powodu czasem określa się ją „Belgindią" – krzyżówką Belgii i Indii). Ale to także kraj, w którym kawę podają zazwyczaj czarnoskóre kelnerki, a w budynkach zamieszkałych przez klasę średnią wciąż funkcjonują osobne windy dla najczęściej czarnoskórej służby, nie jeżdżącej z „piruas"- bogato ubranymi Brazylijkami – wspólnie na wybrane piętro. Lepiej wykształceni wyborcy Dilmy głosują na nią, bo wierzą w to, że – kontynuując swoją politykę wyrównywania szans - będzie niwelować tego rodzaju wstydliwe społeczne nierówności, wykorzystując do tego znane w całym kraju i dobrze oceniane programy, jak Bolsa Familia (rodziny posiadające dzieci w zamian za otrzymywane od państwa środki muszą dbać o to, by dzieci chodziły do szkoły i były objęte opieką medyczną). Jej przeciwnicy twierdzą z kolei, że teraz już szybko zniszczy gospodarkę, uniemożliwiając jednemu z największych rynków świata rozwijanie się w „normalny" sposób, poprzez kontynuację swojej polityki silnego upaństwowienia i braku transparentności (za jej silnych rządów krajem targały afery korupcyjne, niektórzy spodziewają się wciąż, że może ją za to po wyborach czekać impeachment) oraz nastawiania się na mało przejrzystą współpracę głównie z krajami ościennymi.
Pierwszą reakcją rynku na reelekcję Dilmy będą zapewne spadki na giełdzie, co tylko pogłębi negatywne nastawienie jej przeciwników, czyli mniej więcej połowy głosującego społeczeństwa. Oprócz rozwiązania ekonomicznej krzyżówki DiIlma wciąż musi więc szukać rozstrzygnięcia niemniej ważnego i aktualnego od zawsze w Brazylii problemu społecznego rozwarstwienia i podziałów, które – także z jej udziałem – niebezpiecznie pogłębiła agresywna przedwyborcza kampania prezydencka.