Kiedy przed kilkoma dniami ktoś z moich znajomych wyznał, że za Boga nie zagłosuje na „Bążura”, przez chwilę nie wiedziałem, o kogo chodzi. A o kogóż mogło? Przecież „Bążurem” nie mogą być ani Braun, ani Maciak, ani tym bardziej Nawrocki, do którego słowo „bonjour” pasuje jak kaganiec dla kota.
„Bonżurem” może być tylko Rafał Trzaskowski. I tyleż jest w tym jego przydomku sympatii, co antypatii, tyleż politycznych aktywów, co pasywów. Co więcej, to właśnie one rozstrzygną o losie prezydentury, czyli całej polskiej polityki przez najbliższe pięć lat.
Jakie są aktywa Rafała Trzaskowskiego przed I turą?
Fakt, że przydomek tak dobrze przyjął się dopiero w końcu kampanii, świadczy przede wszystkim o jej słabości. Kampania kandydata PO nie była ani ofensywna, ani przebojowa. Na dodatek długo nie udawało się przerobić plastikowego kandydata liberałów na kogoś z krwi i kości, człowieka bliskiego wyborcom. Oddanie głosu na Trzaskowskiego wiązało się z chłodną kalkulacją: będą głosował na kandydata PO, bo nie chcę powtórki z Dudy, bo nie podoba mi się oddanie prezydentury w ręce Kaczyńskiego. Decydowała więc chłodna logika; kalkulacja niemająca rewersu w wyborczej emocji, w czymś, co zbliżało do realnego, skądinąd świetnie znanego Rafała Trzaskowskiego.
Czytaj więcej
18 maja w Polsce odbyła się I tura wyborów prezydenckich. Lokale wyborcze były otwarte od godziny...
Paradoksalnie podobnie było po przeciwnej stronie polityki. Nawrocki przez większość kampanii był słupem Kaczyńskiego, depozytariuszem jego politycznego planu. Wszystko zmieniła tzw. afera mieszkaniowa. Poruszyła emocję, ale ta zadziałała w dwójnasób. Dla przeciwników PiS Nawrocki stał się pozbawionym racji moralnej oszustem. Ale wyborcy PiS patrzą na aferę inaczej – Nawrocki to ofiara spisku liberałów i sprzyjających im mediów, człowiek, którego należy bronić. I tu leży tajemnica jego nieoczekiwanego sukcesu.