O tym, że kandydatura Łukasza Kmity nijak do konserwatywnego Krakowa nie pasuje, pisaliśmy już na tych łamach nie raz. Ale przecież nie całkiem o niego chodzi, podobnie jak stawką w tej grze nie jest obsadzenie funkcji marszałka.
Co jest stawką wyboru marszałka sejmiku małopolskiego
Naprawdę chodzi o coś dużo ważniejszego – o autorytet prezesa Jarosława Kaczyńskiego. A w Prawie i Sprawiedliwości to wartość najwyższa, istny diament między przykurzonymi rupieciami. Bo PiS to partia prezesa, nikogo innego. I każdy jej członek musi to rozumieć.
Czytaj więcej
Ani Łukasz Kmita popierany przez prezesa PiS, ani Krzysztof Jan Klęczar, wojewoda małopolski zgłoszony przez Trzecią Drogę, nie uzyskali wymaganej większości do objęcia stanowiska marszałka województwa małopolskiego. Następna próba odbędzie się na sesji nadzwyczajnej.
Owszem, bywali tacy, co nie rozumieli. Ale ich nie ma. Spoczywają na politycznym cmentarzu, albo zasilają szeregi przeciwników. Poza tym prezes ma genialną intuicję. Wie, kiedy przycisnąć, a kiedy odpuścić. Teraz musi cisnąć, bo po wyborczych porażkach partii grozi rozpad, podział, frakcyjne warcholstwo. Musi więc zakasać rękawy, napiąć muskuły i udowodnić, że wciąż rządzi. Upór w sprawie złej kandydatury Kmity ma właśnie takie tło.
Czy w Małopolsce będą powtórzone wybory
Jeśli zatem, w obliczu realnego buntu, jego propozycja nie przejdzie (a nie przeszła w głosowaniu już trzy razy), prezes woli, by marszałek nie został wybrany i by powtórzono wybory. Tworząc nowe listy, wytnie warchołów, a lojalni Małopolanie znów oddadzą głosy na prawicową większość. No i wtedy Kmita zasiądzie gdzie trzeba, o ile prezes nie wymyśli kogoś innego.