Artur Bartkiewicz: W debacie TVP Mateusz Morawiecki grał znaczonymi kartami, a i tak nie wygrał. Kto zyskał najwięcej?

W debacie wyborczej TVP pytania były sformatowane w taki sposób, by stać się okazją do nieustannego grillowania Donalda Tuska przez Mateusza Morawieckiego. Jednak największymi zwycięzcami tej debaty mogą okazać się liderzy mniejszych partii.

Publikacja: 09.10.2023 20:15

Donald Tusk i Mateusz Morawiecki

Donald Tusk i Mateusz Morawiecki

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Nie inflacja, nieudana reforma sądownictwa blokująca wypłatę środków z KPO czy polityka międzynarodowa, jaką w coraz bardziej skomplikowanej rzeczywistości geopolitycznej powinna realizować Polska – ale prywatyzacja lasów, reforma wieku emerytalnego, której nikt nie planuje, czy plany obronne Polski z 2011 roku, częściowo ujawnione przez PiS – takie były tematy jedynej w tej kampanii wyborczej debaty z udziałem przedstawicieli wszystkich ogólnopolskich komitetów wyborczych. Ważne było bowiem nie to, jak istotne jest pytanie, ale to, czy można je przedstawić na zasadzie dychotomii: rząd PO-PSL robił wszystko źle, rząd PiS robi wszystko dobrze.

Czytaj więcej

Debata TVP: Donald Tusk i liderzy opozycji kontra Mateusz Morawiecki

Debata TVP: Mateusz Morawiecki ze wsparciem prowadzących

Mateusz Morawiecki, odpowiadając na pierwsze pytanie, stwierdził, że „wszyscy na jednego to banda rudego”, ale nie była to prawda. Po pierwsze – Krzysztof Maj z Bezpartyjnych Samorządowców dystansował się zarówno od Morawieckiego, jak i Tuska, a do pewnego stopnia robił to też Krzysztof Bosak. A po drugie – Morawiecki miał sojuszników w prowadzących, którzy zadając pytania, prezentowali je zgodnie z narracją PiS-u. A więc słyszeliśmy – w pytaniach, a nie od Morawieckiego – że PO chciała oddać pół Polski Rosjanom, UE chce wysłać do Polski imigrantów, a bezrobocie za rządu PO-PSL przekraczało 14 proc. Mateusz Morawiecki mógł w zasadzie zaczynać tam, gdzie prowadzący skończyli. Ta wyborcza gra była prowadzona znaczonymi kartami.

Ale mimo, że Morawiecki miał w każdym pytaniu wystawianą piłkę i naiwnością byłoby twierdzić, że nie wiedział nieco (mówiąc eufemistycznie) więcej o pytaniach niż pozostali uczestnicy, to i tak debaty nie wygrał. Nie wygrał, bo jego odpowiedzi były jak konwencja PiS w Katowicach – było to wyłącznie straszenie Donaldem Tuskiem. W każdej odpowiedzi premiera słuchaliśmy o Tusku i straszliwych rządach PO-PSL, o wazonach ze złotem i srebrem dla Tuska od Putina (sic!) i tajnych układach Tuska z Brukselą. Wyborca, który nie śledzi polityki na co dzień i który chciał dowiedzieć się, co PiS oferuje w trzeciej kadencji, po debacie wiedział tyle co przed nią. Czyli nic.

Kto więc zyskał na debacie? Wydaje się, że najbardziej Szymon Hołownia

To nie był dzień Donalda Tuska

Ale i Donald Tusk skupił się przede wszystkim na wbijaniu szpil Morawieckiemu, Kaczyńskiemu i PiS-owi w ogóle. Było więc o sprzedaży Rafinerii Gdańskiej za sumę mniejszą niż zapłacono za sprowadzenie Cristiano Ronaldo do ligi saudyjskiej, było przypomnienie wypowiedzi Mateusza Morawieckiego, który na łamach „Rzeczpospolitej” zachęcał kilkanaście lat temu do podwyższania wieku emerytalnego, było też o aferze wizowej – nie było natomiast o tym, co Polsce ma do zaoferowania KO. Pod tym względem Tusk był lustrzanym odbiciem Morawieckiego. Z jednym wyjątkiem – w ostatnim akordzie debaty, w swobodnej wypowiedzi, Tusk publicznie wyzwał na debatę Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego, i zapowiedział, że będzie na nich czekał. Liderzy PiS oczywiście to zaproszenie odrzucą – ale otwartość Tuska na dyskusję z politycznymi przeciwnikami może zrobić pozytywne wrażenie na wyborcach niezdecydowanych, zwłaszcza w kontekście upartego odrzucania możliwości prowadzenia takiej debaty przez PiS. Ale ogólnie to nie był dzień Tuska – złe wrażenie robiły np. jego uwagi o agresywności Morawieckiego, które w istocie mogły robić wrażenie odwrotne, że to Tusk jest nadmiernie agresywny.

Debata TVP: Kto zyskał na niej najwięcej?

Kto więc zyskał na debacie? Wydaje się, że najbardziej Szymon Hołownia. Hołownia odpowiadał tak, jak chyba jednak powinien robić to Tusk – też wbijał szpile Morawieckiemu (kiedy Morawiecki mówił o wazonie złota i srebra od Putina dla Tuska, pytał jaki wazon dostał rząd za sprzedanie Lotoss Węgrom i Arabom), ale mówił też o tym, jakiej Polski chce jego formacja. W każdym pytaniu przedstawiał jakieś punkty swojego programu, pod którymi zresztą zapewne podpisałoby się wielu wyborców PO. Niewykluczone, że kilka głosów tych ostatnich mógł tym nawet zdobyć.

Czytaj więcej

Pech Rafała Piecha. Polska Jest Jedna wykluczona z debaty w TVP

Zyskać mógł też Krzysztof Maj i jego Bezpartyjni Samorządowcy. On również mówił o pewnych programowych postulatach – takich jak bezpłatny transport miejski i regionalny, zerowy PIT czy dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców, ale przede wszystkim dystansował się zarówno od PiS, jak i PO, zwracając uwagę, że debata między Morawieckim a Tuskiem to wymiana ciosów, a nie merytoryczna dyskusja. Raz, że wielu wyborców po raz pierwszy usłyszało czego chcą Bezpartyjni Samorządowcy, a dwa, że wyborcy czujący niechęć do polityki w ogóle (a więc duża część niezdecydowanych, o których toczyła się gra) mogli poczuć sympatię do tego nieznanego szerzej polityka, który kilka razy wzywał Tuska i Morawieckiego do opamiętania.

Swoje punkty ugrali też zapewne Joanna Scheuring-Wielgus i Krzysztof Bosak, którzy również skupili się na przedstawianiu agendy programowej swoich ugrupowań. Scheuring-Wielgus zaliczyła wprawdzie bolesną wpadkę, mówiąc o planach budowy przez Lewicę 300, a nie 300 tysięcy mieszkań, ogólnie jednak swoje przesłanie do wyborcy lewicowego przekazała, podobnie jak Bosak do wyborcy eurosceptycznego i niezadowolonego ze zbyt dużej szczodrości Polski wobec Ukrainy.

I tak w debacie, która miała przechylić szalę na stronę Mateusza Morawieckiego albo Donalda Tuska zyskali tak naprawdę wszyscy poza nimi.

Nie inflacja, nieudana reforma sądownictwa blokująca wypłatę środków z KPO czy polityka międzynarodowa, jaką w coraz bardziej skomplikowanej rzeczywistości geopolitycznej powinna realizować Polska – ale prywatyzacja lasów, reforma wieku emerytalnego, której nikt nie planuje, czy plany obronne Polski z 2011 roku, częściowo ujawnione przez PiS – takie były tematy jedynej w tej kampanii wyborczej debaty z udziałem przedstawicieli wszystkich ogólnopolskich komitetów wyborczych. Ważne było bowiem nie to, jak istotne jest pytanie, ale to, czy można je przedstawić na zasadzie dychotomii: rząd PO-PSL robił wszystko źle, rząd PiS robi wszystko dobrze.

Pozostało 89% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: PiS podwójnie zdradzony
Komentarze
Jacek Cieślak: Luna odpadła, ale jest golas z Finlandii. Po co nam w ogóle Eurowizja?
Komentarze
Zuzanna Dąbrowska: Afera sędziego Tomasza Szmydta jest na rękę Tuskowi i KO, ale nie całej koalicji
Komentarze
Artur Bartkiewicz: W obozie PiS nikt nie zna Tomasza Szmydta, czyli Stirlitz do kwadratu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Sprawa sędziego Szmydta może pomóc Tuskowi przed wyborami, ale niesie i ryzyko