Nie wiem, jak Państwo, ale ja mam wrażenie, że im wyższa inflacja w Polsce, tym łatwiej politycy, zwłaszcza partii rządzącej, na którą spada odium odpowiedzialności za spustoszone portfele obywateli, szermują argumentami niemającymi wiele wspólnego z rzeczywistością. Właśnie w ten trend wpisał się wiceminister kultury Jarosław Sellin. Przekonując, że mimo nadciągającego kryzysu nie należy oszczędzać na odbudowie Pałacu Saskiego i Pałacu Brühla w Warszawie, tłumaczył, że „jednym ze sposobów walki z recesją, z inflacją, ze spowolnieniem gospodarki są ambitne inwestycje. To jest jedna z ambitnych inwestycji, obliczona na dosyć duże pieniądze”.
Owszem, na świecie inwestycje bywają częścią pakietów mających rozruszać stygnącą gospodarkę, ale zwykle to inwestycje o znaczeniu infrastrukturalnym – rozwój sieci dróg, kolei, źródeł energii, rozbudowa sieci energetycznej albo wręcz dofinansowane przez państwo projekty komercyjne, które potem się zwrócą. Pałac Saski nie należy do żadnej z tych kategorii, a kwota 2,5 mld zł, jakie władze zamierzają nań wydać do 2030 r., choć znaczna, to dla hamującej gospodarki drobiazg (nieco ponad 300 mln zł średnio na rok), który nie szarpnie jej z miejsca. Dla porównania, w 2021 r. inwestycje ogółem w Polsce sięgnęły 16,6 proc. PKB, czyli ponad 435 mld zł.
Czytaj więcej
- Jednym ze sposób walki z recesją, z inflacją, ze spowolnieniem gospodarczym są ambitne inwestycje - powiedział wiceminister kultury Jarosław Sellin, odnosząc się w Polskim Radiu do odbudowy Pałacu Saskiego.
A już tłumaczenie obywatelom, że odbudowa Pałacu Saskiego przyczyni się do opanowania inflacji, to kompletna bzdura. Finansowane przez państwo wydatki, które nie zwiększają podaży towarów i usług, działają wręcz w przeciwnym kierunku – są proinflacyjne (choć tu, ze względu na skalę, raczej w małym stopniu). Część tych pieniędzy w ostatecznym rachunku – poprzez portfele pracowników budowlanych, producentów stali czy cementu – trafia przecież na rynek.
Proszę nie zrozumieć mnie źle: nie jestem przeciwnikiem odbudowy Pałacu Saskiego czy Pałacu Brühla. Wręcz przeciwnie, uważam, że Warszawie – miastu, które po wojnie jak Feniks powstało z popiołów – zaleczenie tej rany się należy. Także dlatego, że uczyniłoby prawdziwy plac miejski z wygonu, jakim jest obecnie pl. Piłsudskiego. Co więcej, uważam że odbudowę powinny sfinansować Niemcy, a nie państwo polskie. Byłby to nie tylko symbol zadośćuczynienia zburzonej przez nich Warszawie, ale także pamiątka czegoś, co znacznie wcześniej obie nasze nacje łączyło. W końcu król August II Mocny Sas, który ten pałac kazał nabyć i przebudować, był Niemcem (notabene te związki są do dziś mocno podkreślane w Dreźnie, które w jego czasach było de facto drugą stolicą Polski i Litwy).