Wielkich pieniędzy (niemal 100 miliardów dolarów) domagają się przedstawiciele koncernu naftowego Jukos, którego były szef Michaił Chodorkowski od siedmiu lat nie ma szans wyjechać z Rosji, bo albo jest w areszcie, albo w kolonii karnej. Miałoby to być odszkodowanie od państwa za nagonkę na firmę, nękanie oskarżeniami o oszustwa podatkowe i doprowadzenie jej do upadku.

Sędziowie będą się zajmowali głównie prawem podatkowym, gospodarką i finansami. I trudno przewidzieć, do jakich wniosków na temat robienia wielkich interesów w Rosji dojdą. Ale nie to jest najważniejsze. Przy okazji po raz pierwszy sąd poza Rosją, czyli już bez podejrzeń o stronniczość, przyjrzy się sprawie Chodorkowskiego. Do tej pory zajmowały się nią głównie zachodnie media. I nadal nie uzyskały odpowiedzi na pytanie, dlaczego spośród całkiem licznego grona młodych rosyjskich oligarchów za kraty trafił właśnie ten, który zabrał się do finansowania opozycji wobec Kremla.

Gdy upadał Związek Radziecki, późniejsi rosyjscy miliarderzy (w dolarach) mieli puste kieszenie i świeżo zdobyty dyplom fizyka, chemika czy inżyniera w ręku. Teraz jeden z nich szyje rękawice w kolonii karnej na Syberii albo wysłuchuje kolejnych oskarżeń w moskiewskim sądzie, inni zaś kupują nowych piłkarzy do swoich klubów albo nowe wille na Lazurowym Wybrzeżu. Bo wyciągnęli wnioski z losu szefa Jukosu i najwyraźniej poszli na układ z najwyższą władzą w Rosji: wy dalej robicie interesy, a my dalej rządzimy, bez żadnej opozycji i niewygodnych mediów.

Dlatego proces w Strasburgu może nam wiele powiedzieć o władzy, pieniądzach i prawach człowieka w Rosji.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/haszczynski/2010/03/04/wielkie-rosyjskie-tematy-w-strasburgu/]blog.rp.pl/haszczynski[/link]