Lokalizację Expo wybierze Biuro Wystaw Międzynarodowych (BIE), które zrzesza ok. 100 państw. Władze Wrocławia od wielu miesięcy walczą jak lwy. Podróżują, naciskają, lobbują jak i gdzie się da. Resort spraw zagranicznych wspierał ich, ale wrocławscy urzędnicy nieoficjalnie narzekali, że oczekiwali bardziej solidnej akcji dyplomatycznej.
O organizację Expo nie występują miasta, ale państwa. I to na poziomie państwowym zapadają decyzje, jak przedstawiciele poszczególnych krajów będą głosować. Wrocław ma podobno duże szanse, ale jeszcze toczy się walka o kilka, może kilkanaście głosów. Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz twierdzi, że kluczowa jest w tej chwili akcja dyplomatyczna, którą może podjąć tylko rząd. Od kilku dni publicznie powtarza, że całej sprawie mógłby pomóc nowy premier, gdyby zadzwonił do szefów kilkunastu państw, które będą współdecydować w tej sprawie. Dutkiewicz liczył, że premier zrobi to w dniu rozpoczęcia swojego urzędowania, bo wtedy ta akcja mogłaby odnieść najlepszy skutek. Liczył także dlatego, że – podobno – Tusk mu to obiecał.
Nowy premier jednak nie spełnił obietnicy. Dlaczego? Przecież także wicepremier nowego rządu Grzegorz Schetyna pochodzi z Wrocławia i wydawało się, że zrobi wszystko, aby jego miasto odniosło sukces.
Rząd Platformy miał się od poprzedników różnić tym, że będzie w nim mniej ideologii, a więcej codziennej pragmatyki. To Tusk kpił z ilości autostrad wybudowanych przez rząd PiS czy ze stanu przygotowań do Euro 2012. A przecież projekt Expo 2012 jest przynajmniej tak samo ważny.
To oczywiste, że nie można na dopiero co powołaną ekipę zrzucać odpowiedzialności za losy kandydatury Wrocławia. Niemniej to pierwszy test skuteczności nowego szefa rządu i jego ludzi. Tymczasem premier milczy. Wicepremier z Wrocławia też.