Analiza efektów walnych zgromadzeń akcjonariuszy tych spółek pokazała co innego: rząd Platformy podszedł do tematu chyba bardziej pragmatycznie. Do tej pory wymieniono szefów ledwie co drugiej dużej spółki z udziałem Skarbu Państwa bądź takiej, w której ma decydujący wpływ na obsadę stanowisk (to np. PKN Orlen). W przypadku firm mniejszych odsetek "ocalałych" jest jeszcze większy.

Ba, w niektórych branżach, np. w przemyśle spożywczym, ruch kadrowy ograniczony został do minimum – pracę stracił jedynie szef Polmosu Toruń.

Oczywiście podniesie się zaraz rumor, że chociażby w takim PKN Orlen władza poczyna sobie szczególnie buńczucznie. Fakt, aczkolwiek to akurat spółka narażona na szczególne polityczne ryzyko. Generalnie jednak nie widać dziś determinacji w wyrzucaniu prezesów jedynie dlatego, że namaściła ich niewłaściwa opcja polityczna. Szczególnie dobrze widać to na przykładzie branży chemicznej, w której na stanowiskach pozostali zarówno Ryszard Siwiec, który wyprowadził na prostą Zakłady Chemiczne Police, a kojarzony był z jednym koalicjantów poprzedniej władzy, jak i (co prawie na pewno okaże się podczas dzisiejszego WZA) Mirosław Kochalski z Ciechu, współpracownik Lecha Kaczyńskiego za czasów jego prezydentury w Warszawie. Ten ostatni skutecznie realizuje ambitną strategię budowy dużej grupy chemicznej. A to niejedyne przykłady.

Rządowa kultura korporacyjna powinna zakładać ocenę profesjonalizmu menedżera państwowej spółki, a nie jego barw klubowych. Czy Platforma przestrzega tych zasad? Trudno już dziś to przesądzić. Bo wciąż możliwe jest, że wstrzemięźliwość PO to po prostu skutek za krótkiej "ławki rezerwowych" partii Donalda Tuska.