Miałem jednak nadzieję, że Rokita wniesie do debaty publicznej przenikliwą i rzeczową polityczną analizę, choćby nawet referowaną stylem przemówień na plenum. Mogę teraz powiedzieć, że częściowo się zawiodłem. To znaczy: jako publicysta Jan Rokita rzeczywiście posługuje się stylem drętwym, ni to naukowym, ni oficjalnym. Ale jakość jego analizy, a także jej bezstronność, pozostawiają wiele do życzenia.

Szczególnie dotyczy to komentarza “Bitwa pod Solidarnością”, w którym Rokita bezrefleksyjnie powtarza tyleż obiegowe, co zupełnie fałszywe stwierdzenia o rzekomym upolitycznieniu Instytutu Pamięci Narodowej czy “powierzeniu pisaniu książki o Lechu Wałęsie wyznawcom Antoniego Macierewicza”. Poprzestając na tym tylko jednym przykładzie: IPN oczywiście niczego nikomu nie powierzał, bo nie ma tam żadnego rozdzielnika, na mocy które pewne tematy “powierza się” historykom lewicowym, a pewne prawicowym - choć zapewne Rokita tak już jest zatruty polityką, że coś takiego wydaje mu się oczywiste. Historycy IPN realizują własne pomysły badawcze. Tak się złożyło, że Cenckiewicz, odkąd natrafił w teczkach zapieczętowanych w połowie lat 70-tych na odpisy raportów „Bolka” i uświadomił sobie przy ich lekturze, że owym TW mógł być tylko Lech Wałęsa, pracował nad tym tematem przez wiele lat - nic tu nie miał do rzeczy PiS, którego jeszcze wtedy nie było, ani żadne polityczne zamówienia. Scyzoryk otwiera mi się w kieszeni, gdy ktoś znowu powtarza kłamliwe frazesy o “historykach z PiS” piszących pod dyktando Kaczyńskiego.

Jeśli mam już być częstowany podobną propagandową papką, to z dwojga złego wolę Tomasza Lisa. Ten swój brak wątpliwości ubiera we frazy rodem ze stalinowskiej propagandy. Nie przesadzam, to stalinowcy popisywali się swym rewolucyjnym, ludowym gniewem na “kułacką swołocz”, której poskromienie warte jest odrzucenia przesądów burżuazyjnego prawa. W tym duchu redaktor Lis domaga się cenzury dla “swołoczy opluwającej wielkiego Polaka”, oznajmia, że on “w d… ma taką wolność badań, która sprawia, że bohatera nazywa się kapusiem”, pointując to konkluzją, iż “Instytut Podjudzania Narodowego powinien przestać istnieć”.

“Chyba się starzeję…” - kokietuje Lis czytelników, wyjaśniając, dlaczego porzuca wizerunek ulizanego chłopczyka na rzecz sypiącego obelgami propagandysty. Ależ Tomku, jeśli Cię to pocieszy, nie ma to nic wspólnego ze starością. Po prostu wmontowałeś się w establishment i patrzysz na świat jego oczami. Tylko skąd ta nerwowość? Może dlatego, że wolałbyś w salonie być jednym z luminarzy, a na razie przypadła ci tylko rola… jakby to delikatnie ująć, odźwiernego?

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2008/09/21/pogromcy-ipn/]blog.rp.pl/ziemkiewicz[/mail]