To on z góry zapowiedział, że nie podpisze forsowanego przez premiera Silvia Berlusconiego specjalnego rządowego dekretu, który miał zapobiec śmierci Eluany. Berlusconi trafnie wskazywał, że w tym wypadku nie ma mowy o śmierci mózgowej, i za swój moralny obowiązek uznał podjęcie wszelkich wysiłków, aby nie pozwolić na zagłodzenie kobiety.
Włoski premier znany jest z niezwykle pragmatycznego podejścia do polityki.
W tej sprawie jednak użył uprawnień szefa rządu po to, aby spróbować zapobiec śmierci, która – zdaniem wielu Włochów – jest wstępem do legalizacji eutanazji. Dozwolonej już przecież w paru europejskich krajach, m.in. w Belgii i Holandii. Prezydent Napolitano, tłumacząc swój sprzeciw wobec ustawy ratującej życie Eluany, stwierdził, że nie wolno dopuścić, by politycy wpływali na kwestie, które rozstrzygnął włoski Sąd Najwyższy.
Ale czy lewica ma prawo przeciwstawić rzekomo doraźną politykę rządu ponadpartyjnej mądrości prezydenta i sądu? W imię czego należy zakładać, że Giorgio Napolitano, przez wiele lat członek partii komunistycznej, nie kierował się ideologią lewicy, która lansuje prawo do oceny "jakości życia", a odrzuca chrześcijańskie przekonanie o wartości każdego istnienia?
Polityka jest dziś uważana za zajęcie mało znaczące, ba – wręcz banalne. Niesłusznie, w rzeczywistości decyduje ona niekiedy o życiu i śmierci. We Włoszech okazało się, że wybierając prezydenta, politycy wybrali równocześnie jurora w sporze o życie Eluany. W sporze, w którym trudno o kompromis.