To pytanie może przyjść do głowy, kiedy Janusz Palikot, zaskakując, wygłasza – na pierwszy rzut oka serio – deklarację o potrzebie nowego podejścia do kwestii bioetycznych. Powraca więc pytanie, które pojawiło się, gdy Stefan Niesiołowski został wicemarszałkiem Sejmu: czy to on – niespodziewanie – staje się poważną personą, czy ośmiesza tylko polski parlament?
Palikot używany był przez swoją partię wyłącznie do dezawuowania, poniżania, wyszydzania przeciwników. Teraz, kiedy niespodziewanie zabiera głos w sprawach fundamentalnych, budzi wątpliwości. A tu, okazuje się, w ślad za Palikotem występuje premier, nadając jego słowom niespodziewane znaczenie. A może odbierając znaczenie swoim?
Kiedy Palikot nominowany został na szefa komisji "Przyjazne państwo", można było mieć jeszcze nadzieję, że być może jako biznesmen potraktuje to stanowisko poważnie. Dziś wiemy już, że nominacja ta ośmieszyła projekt odbiurokratyzowania państwa polskiego i uczynienia z niego sojusznika obywatela. Po tak gruntownym szyderstwie z tego pomysłu mało kto będzie w stanie potraktować poważnie jego kontynuację. Może o to chodziło?
Wystąpienia Palikota na dowolny temat nikt dzisiaj nie potraktuje poważnie. Tak było z zapowiedziami Palikota przedstawienia projektu ustawy o eutanazji. W ślad za nim jednak to sam premier nawołuje do poważnej debaty w tej sprawie.
Na pierwszy rzut oka taktyka wydaje się jasna i mieści się w strategii PO: poważne problemy ekonomiczne ma przesłonić światopoglądowe starcie, w którym ugrupowanie Tuska jawić się będzie jako partia postępu i wolności zmagająca się z czarną sotnią tradycjonalistów. Trudno jednak uwierzyć w taki cynizm. Pewnie więc chodzi o coś przeciwnego. Premier chce skompromitować apele o eutanazję, pokazując ich groteskowe i błazeńskie oblicze. Oblicze Palikota.