Przedwczoraj, że w takim właśnie trybie bezustawowym, bez zmiany konstytucji może obecna władza wprowadzić sprytnym zabiegiem euro, a dzień wcześniej – iż ma plan, jak obejść weto prezydenta do ustaw o sześciolatkach i o prywatyzacji szpitali.
I tak, cofając się, można by dojść aż do pomysłu, jaki miała PO jeszcze w opozycji, by obejść konstytucyjną zasadę konstruktywnego wotum nieufności, odwołując rząd po jednym ministrze.
Owszem, wszystkie te zapowiedzi Platformy, jak zresztą w ogóle prawie wszystkie, pozostają na etapie gadania. Ale czyż fakt, że takie pomysły w rządzącej partii bezustannie się rodzą, nie jest symptomatyczny? Gdyby o podobnych "obejściach" prawa dywagował kiedykolwiek Jarosław Kaczyński, zagęgałyby się na amen w obronie zagrożonej demokracji nie tylko miejscowe, ale i europejskie media, a eurodeputowani Daniel Cohn-Bendit i Martin Schulz rzuciliby się własną piersią bronić Polski przed podnoszącym łeb faszyzmem.
Natomiast ciągłe pomruki lekceważenia dla konstytucyjnego porządku i ducha demokracji ze strony PO przyjmowane są z życzliwym zrozumieniem i komentowane w tym duchu – jak w ostatniej "Polityce" – że istnienie opozycji, a nawet koalicjanta, po prostu nie pozwala biednemu Tuskowi rozwinąć skrzydeł i należałoby jakoś przerwać tę niemoc.
Pisałem kiedyś, że nasz główny zysk z operacji w Iraku polega na tym, iż nasi generałowie nabrali wprawy w zarządzaniu krajem pogrążonym w nędzy, chaosie, korupcji i bezhołowiu. Jeśli salony skłaniają się ku tezie, że demokratycznie rządzić się Polską nie da i nie warto, to może i racja, ale w takim razie powierzmy sprawę porządnej, fachowej juncie – stać nas! – a nie jakiejś cywilbandzie.