Reklama
Rozwiń
Reklama

Widzowie wybierają przeszłość

Niedawno przez polską prasę przetoczyła się dyskusja o filmie "Popiełuszko" Rafała Wieczyńskiego. Dwa lata temu poruszenie wywołał "Katyń" Andrzeja Wajdy. W 1994 roku był jeszcze film Kazimierza Kutza "Śmierć jak kromka chleba" o pacyfikacji kopalni Wujek w 1981 roku. Gdy myślimy o polskim kinie historycznym, do głowy przychodzi nam zaledwie kilka tytułów. Jak na 20 lat wolnej Polski to przeraźliwie mało.

Aktualizacja: 18.03.2009 19:48 Publikacja: 18.03.2009 19:45

[b][link=http://blog.rp.pl/zubowicz/2009/03/18/widzowie-wybieraja-przeszlosc/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Czyżby historia naszego kraju tak nie interesowała polskich twórców? Była dla nich tak mało ekscytująca? Może za bardzo prowincjonalna? A może problem tkwi w tym, że zdaniem decydentów Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który rozdziela dotacje dla filmowców, takie obrazy się nie sprzedają, bo Polaków kino historyczne zwyczajnie nie obchodzi?

Tymczasem z sondażu przeprowadzonego przez GfK Polonia na zlecenie "Rzeczpospolitej" wynika, iż według 43 proc. ankietowanych filmów o współczesnej historii Polski powstaje za mało. Niemal co piąty z nas chciałby obejrzeć film o Józefie Piłsudskim, tylko nieco mniej o gen. Sikorskim. Ciekawiłaby nas opowieść o bitwie pod Monte Cassino, powstaniu warszawskim czy odzyskaniu niepodległości w 1918 r.

Czy rzeczywiście poszlibyśmy na takie filmy do kina? Wielki frekwencyjny sukces "Katynia", który w 2007 roku obejrzało 2,7 miliona widzów, pokazuje, że owszem i że popytem nie cieszą się jedynie komercyjne pewniaki, ładnie opakowane, ale puste w środku. Polacy są spragnieni filmów mówiących o naszej historii. A sprawdzające się swego czasu w polityce hasło: "Wybierzmy przyszłość" – w obliczu tego, że historia naszego kraju była wypierana z przestrzeni publicznej jako uciążliwy bagaż – niekoniecznie do nas przemawia.

Prawdą jest, że historię najlepiej poznaje się z książek, ale nic tak nie porusza wyobraźni jak dobry, widowiskowy film. Nic też nie ma takiej siły oddziaływania – również za granicą. Kiedy na ekrany światowych kin wchodziła "Walkiria" opowiadająca o losach pułkownika Clausa von Stauffenberga, "Frankfurter Allgemeine Zeitung" napisał: "Ten film ukształtuje wizerunek Niemiec na dziesięciolecia".

Reklama
Reklama

Niemcy dobrze wiedzą, że udane filmy są doskonałym wsparciem dla polityki historycznej państwa. Wiedzą o tym także Amerykanie i pewnie jeszcze kilka innych krajów. Szkoda, że nam ta wiedza wciąż wydaje się obca.

[b][link=http://blog.rp.pl/zubowicz/2009/03/18/widzowie-wybieraja-przeszlosc/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Czyżby historia naszego kraju tak nie interesowała polskich twórców? Była dla nich tak mało ekscytująca? Może za bardzo prowincjonalna? A może problem tkwi w tym, że zdaniem decydentów Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który rozdziela dotacje dla filmowców, takie obrazy się nie sprzedają, bo Polaków kino historyczne zwyczajnie nie obchodzi?

Reklama
Komentarze
Sposób na Donalda Trumpa. Lewicowa rewolucja w Nowym Jorku
Materiał Promocyjny
Aneta Grzegorzewska, Gedeon Richter: Leki generyczne też mogą być innowacyjne
Komentarze
Jan Zielonka: Holenderskie lekcje dla Polski
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Wielka inba w edukacji. Czy rząd Donalda Tuska straci poparcie nauczycieli?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego afera z działką pod CPK nie cichnie, czyli co najbardziej martwi PiS
Materiał Promocyjny
Osiedle Zdrój – zielona inwestycja w sercu Milanówka i… Polski
Komentarze
Estera Flieger: Kultura, głupcze. Dla Donalda Tuska to niestety tylko gadżet
Reklama
Reklama