Reklama
Rozwiń
Reklama

Lepiej z Sikorskim przegrać

Przegrana batalia o stanowisko szefa NATO dla Radosława Sikorskiego znów stawia przed Polską pytanie. Czy powinniśmy uważać się za jedno z sześciu, siedmiu największych państw Europy i wystawiać ambitnych oraz wyrazistych polityków? A może mamy pogodzić się ze statusem żółtodzioba w euroklubie i wystawiać raczej kandydatury szacowne, ale nudne – postacie budzące jak najmniej kontrowersji?

Aktualizacja: 24.03.2009 20:40 Publikacja: 24.03.2009 19:35

W latach 90. liczni politycy dawnej PZPR robili zagraniczne kariery, bo doskonale wiedzieli, co zachodni partnerzy chcieli od nich usłyszeć. Za pomocą euroentuzjazmu usiłowali zmyć z siebie czerwoną barwę.

W końcu jednak nasi wysłannicy w NATO i Unii zaczęli prezentować także polską rację stanu i polskie ambicje. A gdy Jacek Saryusz-Wolski zabiegał o pozostające wcześniej w niemieckich rękach szefostwo Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego, rozpętała się dyskusja. W zamian za to stanowisko proponowano Polsce Komisję Budżetową dla Janusza Lewandowskiego. Czy powinniśmy brać, co nam dają, czy walczyć o więcej? Powalczyliśmy i Saryusz-Wolski kieruje dziś Komisją Spraw Zagranicznych.

Teraz, gdy Radosław Sikorski przegrywa w walce o szefostwo NATO, politycy SLD ogłaszają, że był zbyt antyrosyjski, aby zająć to stanowisko. Że Zachód łatwiej by zaakceptował Aleksandra Kwaśniewskiego. To prawda, że "rozsądni" wyznawcy zasady "tisze jediesz, dalsze budiesz" ze wschodu Europy – z Węgier, państw bałtyckich czy Słowenii – łatwiej mogli liczyć na wsparcie Zachodu.

Dla Polski jednak status państwa klienckiego na dłuższą metę byłby zabójczy. Uczmy się współpracować z innymi, budować kompromisy, ale nie wystawiajmy kandydatów gotowych biernie akceptować wolę wielkich unijnych graczy. Jeśli sami nie będziemy się szanować, nie będą nas szanować inni.

Dlatego wolę porażkę wyrazistego Sikorskiego niż wyżebrany sukces politycznego emeryta Kwaśniewskiego.

Reklama
Reklama

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/semka/2009/03/24/lepiej-z-sikorskim-przegrac/]blog.rp.pl/semka[/link]

W latach 90. liczni politycy dawnej PZPR robili zagraniczne kariery, bo doskonale wiedzieli, co zachodni partnerzy chcieli od nich usłyszeć. Za pomocą euroentuzjazmu usiłowali zmyć z siebie czerwoną barwę.

W końcu jednak nasi wysłannicy w NATO i Unii zaczęli prezentować także polską rację stanu i polskie ambicje. A gdy Jacek Saryusz-Wolski zabiegał o pozostające wcześniej w niemieckich rękach szefostwo Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego, rozpętała się dyskusja. W zamian za to stanowisko proponowano Polsce Komisję Budżetową dla Janusza Lewandowskiego. Czy powinniśmy brać, co nam dają, czy walczyć o więcej? Powalczyliśmy i Saryusz-Wolski kieruje dziś Komisją Spraw Zagranicznych.

Reklama
Komentarze
Sposób na Donalda Trumpa. Lewicowa rewolucja w Nowym Jorku
Materiał Promocyjny
Aneta Grzegorzewska, Gedeon Richter: Leki generyczne też mogą być innowacyjne
Komentarze
Jan Zielonka: Holenderskie lekcje dla Polski
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Wielka inba w edukacji. Czy rząd Donalda Tuska straci poparcie nauczycieli?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego afera z działką pod CPK nie cichnie, czyli co najbardziej martwi PiS
Materiał Promocyjny
Osiedle Zdrój – zielona inwestycja w sercu Milanówka i… Polski
Komentarze
Estera Flieger: Kultura, głupcze. Dla Donalda Tuska to niestety tylko gadżet
Reklama
Reklama