Co z tym robić? Jak zakwalifikować? Czy jest to kolejny, odrażający wybryk pseudohistoryków z IPN, idących na pasku, a jeśli tak, to w tym przypadku, na czyim? Stosując powszechnie przyjętą poetykę ocen działalności instytutu mamy niewątpliwie do czynienia z ohydnym i niemoralnym grzebaniem w życiorysach. Pozostaje tylko do ustalenia, czy jest to grzebanie w życiorysie Kwaśniewskiego, Jaruzelskiego, Kiszczaka, jakiegoś niższego rangą funkcjonariusza czy też może w syntetycznym życiorysie każdego Polaka żyjącego tam i wtedy.
Należałoby, aby nie czynić wyrwy w jednolitym froncie antylustracyjnym i nie robić zamieszania w głowach Polaków, tych zmęczonych historią i preferujących patrzenie w przyszłość, kogoś potępić. Tylko kogo. Odruchowo oczywiście IPN i jego mocodawców. A może tym razem SB i jej mocodawców.
Doprawdy, trudna sprawa. Sądzę, że jej rozwiązanie zależy od tego, czy w dokumentach zachowały się dane tajnych współpracowników, którzy dostarczyli informacji o Kwaśniewskich, i kim byli ci TW. A raczej kim są dzisiaj.
Jeśli są kimś i na dodatek równie pożytecznym jak wówczas, możliwych jest kilka interpretacji. Donosili na Kwaśniewskiego, ale mu nie szkodzili, czego dowodzi jego dalsza kariera. Cała dokumentacja to fałszywka wymierzona w generała Jaruzelskiego i honor Kiszczaka. Wreszcie, sposób najwygodniejszy. Zadanie pytania, dlaczego dokumenty ujawniono właśnie teraz, a nie wcześniej albo później.
Trzeba będzie włożyć spory wysiłek intelektualny, aby z tego wybrnąć, i najtęższe głowy antydekomunizacyjne i antylustracyjne, wszyscy Romanowscy i Czuchnowscy już je zapewne łamią. Oby tylko Aleksander Kwaśniewski nie wpadł na pomysł wystąpienia do IPN o status pokrzywdzonego, bo dostanie, i wtedy trzeba go będzie ogłosić PiS-owskim pomiotem i karłem moralnym. To proste zadanie powierzone zostanie, jak zwykle, Stefanowi Niesiołowskiemu.