[b][link=http://blog.rp.pl/usowicz/2009/08/10/ewa-usowicz-chorzy-i-niepelnosprawni-nie-powinni-sie-bac-fiskusa/" "target=_blank]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Tym bardziej martwi więc fakt, że ludzie, którzy i tak mają w życiu mocno pod górkę, muszą się jeszcze obawiać, że od takiej pomocy będą musieli zapłacić podatek. A my nie jesteśmy w stanie powiedzieć im z pełnym przekonaniem, że nie ma się czego bać.
Każdy, kto choć raz zetknął się z rodzicami mającymi niepełnosprawne dziecko, wie, że to codzienna walka o przetrwanie. Ogromnej rzeszy takich ludzi nie stać na zapewnienie swoim pociechom odpowiedniego leczenia i rehabilitacji. A państwo niespecjalnie ich w tym wyręcza. A trzeba zapłacić za nowy wózek, logopedę, fizykoterapię, specjalne przedszkole, leki, obóz rehabilitacyjny, sprzęt do ćwiczeń... Długo by wymieniać. Co gorsza, rodzice często muszą zrezygnować z pracy zawodowej, aby zająć się chorym dzieckiem, co jeszcze pogłębia finansowe problemy.
Tacy ludzie i tak mają mnóstwo zmartwień – czy muszą się jeszcze obawiać fiskusa? Niestety, w przepisach podatkowych zabrakło wyraźnego zwolnienia z podatku dla pomocy otrzymywanej z 1 procentu. A tam, gdzie powstaje luka, zaczyna się kombinowanie. W tym przypadku na szczęście na korzyść potrzebujących. Organizacje pożytku publicznego starają się tak formułować umowy z chorymi, aby zminimalizować ryzyko zapłaty podatku. Wolą więc nie przekazywać gotówki, a np. ufundować leczenie.
Całego tego kombinowania jednak nie powinno być. Logicznie rzecz biorąc, nie po to powstał system wsparcia osób potrzebujących, oparty na podatku PIT, aby państwo część tej pomocy potem odbierało. I miejmy nadzieję, że tak się nigdy nie stanie.