Reklama

Dyplomacja i łowy

Dziwnym zbiegiem okoliczności z początkiem września Polskę opanował język dyplomatyczny.

Aktualizacja: 04.09.2009 22:01 Publikacja: 04.09.2009 21:59

[b][link=http://blog.rp.pl/lutomski/2009/09/04/dyplomacja-i-lowy/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Ma on oczywiście różne partyjne dialekty i narzecza, ale każdy stara się, niewiele mówiąc, jednak coś powiedzieć. Jak zwykle najlepszy jest pan prezydent, który w czwartkowych głównych "Wiadomościach" tak oto zdefiniował nasze i innych miejsce w historii: – Nie byliśmy idealni, tam gdzie nie byliśmy idealni – powinniśmy o tym powiedzieć. Natomiast inni byli miliard razy lub dziesięć miliardów razy mniej idealni, a w dalszym ciągu mówią, że wszystko było, albo prawie wszystko, w porządku.

Rozumiem intencje głowy państwa, natomiast nie pojmuję, skąd taki rozrzut w szacunkach liczbowych, ile razy inni są mniej idealni. Mogli w Kancelarii dokładniej policzyć. Chyba że chodzi o to, iż sąsiedzi z jednej strony to tylko miliard, a ci z drugiej – dziesięć razy więcej.

Niezwykle powściągliwy był również Jarosław Kaczyński: – Jest pytanie o ocenę ogólną. Tutaj też trzeba odwołać się do pojęcia błędu. Jest także pytanie, po co zaproszono tutaj premiera Putina?

Lider opozycji mógł przecież na czyste wyrazy powiedzieć, że to skandal i granda, a jednak wspaniałomyślnie odwołuje się do pojęcia błędu, przy wizycie zaś gościa ze Wschodu nie stawia wykrzyknika, tylko znak zapytania.

Reklama
Reklama

Ostrzejszym kursem poszła w środę w TVN 24 Elżbieta Jakubiak: – Nie możemy mówić o wizycie Putina jako o dorobku ostatnich lat. Putin na 70. rocznicę musiał przyjechać, bo to mu jest potrzebne do wewnętrznej sytuacji w Rosji. Natomiast ta wizyta nie została wykorzystana przez polski rząd, nie mamy żadnych nowych sukcesów. Wszystko, co zostało podpisane, jest połowiczne.

Nie wiem, dlaczego tegorocznej wizyty nie można zaliczyć do ostatnich lat. Filozoficzny wymiar ma "połowiczne podpisanie". Czy to znaczy, że podpisano co drugą stronę ważnych umów? Powinna się tym zająć komisja ds. trudnych.

– My w dyplomacji musimy używać innego języka – powiedział Radosław Sikorski, gdy nie chciał chamstwa Janusza Palikota nazwać chamstwem. Dżentelmeni, a może zacząć jednak nazywać rzeczy po imieniu?

[b][link=http://blog.rp.pl/lutomski/2009/09/04/dyplomacja-i-lowy/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Ma on oczywiście różne partyjne dialekty i narzecza, ale każdy stara się, niewiele mówiąc, jednak coś powiedzieć. Jak zwykle najlepszy jest pan prezydent, który w czwartkowych głównych "Wiadomościach" tak oto zdefiniował nasze i innych miejsce w historii: – Nie byliśmy idealni, tam gdzie nie byliśmy idealni – powinniśmy o tym powiedzieć. Natomiast inni byli miliard razy lub dziesięć miliardów razy mniej idealni, a w dalszym ciągu mówią, że wszystko było, albo prawie wszystko, w porządku.

Reklama
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budapeszt bez polskiego ambasadora. Opcja atomowa, ale konieczna
Komentarze
Pół roku Trumpa: to już inna Ameryka
Komentarze
Estera Flieger: Gdzie się podział sezon ogórkowy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Tusk, Hołownia i samobójczy gen koalicji 15 października
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Komentarze
Robert Gwiazdowski: Komu właściwie nie udał się zamach stanu?
Reklama
Reklama