[b][link=http://blog.rp.pl/lutomski/2009/09/04/dyplomacja-i-lowy/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Ma on oczywiście różne partyjne dialekty i narzecza, ale każdy stara się, niewiele mówiąc, jednak coś powiedzieć. Jak zwykle najlepszy jest pan prezydent, który w czwartkowych głównych "Wiadomościach" tak oto zdefiniował nasze i innych miejsce w historii: – Nie byliśmy idealni, tam gdzie nie byliśmy idealni – powinniśmy o tym powiedzieć. Natomiast inni byli miliard razy lub dziesięć miliardów razy mniej idealni, a w dalszym ciągu mówią, że wszystko było, albo prawie wszystko, w porządku.
Rozumiem intencje głowy państwa, natomiast nie pojmuję, skąd taki rozrzut w szacunkach liczbowych, ile razy inni są mniej idealni. Mogli w Kancelarii dokładniej policzyć. Chyba że chodzi o to, iż sąsiedzi z jednej strony to tylko miliard, a ci z drugiej – dziesięć razy więcej.
Niezwykle powściągliwy był również Jarosław Kaczyński: – Jest pytanie o ocenę ogólną. Tutaj też trzeba odwołać się do pojęcia błędu. Jest także pytanie, po co zaproszono tutaj premiera Putina?
Lider opozycji mógł przecież na czyste wyrazy powiedzieć, że to skandal i granda, a jednak wspaniałomyślnie odwołuje się do pojęcia błędu, przy wizycie zaś gościa ze Wschodu nie stawia wykrzyknika, tylko znak zapytania.