[b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/09/07/mity-narodowe-i-inne/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Plenią się oni odwrotnie proporcjonalnie do siły tradycyjnych mitów, z którymi podejmują walkę. Ten pozorny paradoks jest łatwy do wyjaśnienia. Ściganie ledwie żywego wroga w kostiumie heroicznego buntownika jest miłe i korzystne.
Nic jednak nie jest dane na zawsze. Epoka, kiedy obowiązującą mądrością był idiotyzm nawołujący do pozostawienia historii historykom (polityki politykom, literatury literatom, a psychiki psychologom), się skończyła. Polacy odzyskują swoją historię, co wywołuje lament demitologizatorów. "Wojna niczego nas nie nauczyła" – biada Maria Janion i legion jej wyznawców.
Okazuje się, że Polacy nadal uważają, iż zostali napadnięci i bohatersko się bronili. Wprawdzie trudno uznać, że to Polacy zaatakowali Niemcy i ZSRR i że nie bronili się wyjątkowo przed agresorami, ale demitologizatorzy proponują zabieg rozbicia pamięci zbiorowej. Przecież byli Polacy kolaboranci i szmalcownicy, tchórze i kanalie, niektórzy byli w Wehrmachcie, inni w NKWD.
Wszystko to prawda, tylko że pamięć wspólnoty musi być odmienna niż pamięć indywidualna. Inaczej nie istniałaby zbiorowość, lecz tylko samotne jednostki niepołączone z nikim żadnymi więziami. Tak jednowymiarowego wyobrażenia nie sposób obronić.