Kiedy Donald Tusk mówił poważnie? Wówczas (kilka tygodni temu), gdy zapowiadał zwolnienie Aleksandra Grada z fotela ministra Skarbu Państwa, jeśli ten do końca sierpnia nie sfinalizuje transakcji sprzedaży stoczni, czy też w drugi wtorek września, gdy informował, iż Aleksandra Grada jednak nie zdymisjonuje, mimo że operacji kupna stoczni do końca nie doprowadził?
Najgorsze wszak – a chyba tego właśnie jesteśmy świadkami – gdyby miało się okazać, że Donald Tusk uważa, iż mówił poważnie zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem. Jak bowiem w takim przypadku poważnie traktować którąkolwiek z zapowiedzi premiera?
Czy można poważnie traktować na przykład złożoną przez Donalda Tuska niemal równo rok temu obietnicę zastąpienia złotego euro w 2011 roku w kontekście tego, co się w tej sprawie wydarzyło – a raczej nie wydarzyło – od tamtej pory?
Czy można poważnie traktować zapowiedź szefa rządu dotyczącą przekształcenia naszej armii z poboru w silną armię zawodową w świetle bezprzykładnych cięć budżetowych przeprowadzonych w resorcie obrony narodowej w 2008 i 2009 roku?
Dalej. Czy można poważnie traktować złożoną przez Donalda Tuska obietnicę wprowadzenia podatku liniowego? A zapowiedź zreformowania KRUS? A obietnicę uzdrowienia finansów publicznych? A zapowiedź rychłego uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej? A złożoną półtora roku temu obietnicę szybkiego powołania komisji konstytucyjnej? A zapowiedź naprawy mediów publicznych? A obietnicę wprowadzenia chemicznej kastracji pedofilów? A zapowiedź niepodwyższania składki zdrowotnej (czy też – niewiele później – obietnicę jej podwyższenia)? A zapowiedź wprowadzenia całkowitego zakazu bicia dzieci? A obietnicę powszechnej refundacji metody in vitro? A zapowiedź pełnego otwarcia archiwów IPN? A obietnicę komputera dla każdego ucznia? Itp., itd.