A szkoda, bo choć nie najistotniejsze, jeśli chodzi o główną kwestię, czyli zinstrumentalizowanie ministra Drzewieckiego i Zbigniewa Chlebowskiego przez biznesmena Sobiesiaka, rzucają one dodatkowe światło na ukrytą konstrukcję naszego kraju.
Takim wątkiem jest sprawa niedoszłego do skutku wprowadzenia córki Ryszarda Sobiesiaka do zarządu Totalizatora Sportowego. Media skoncentrowały się na tym, że nagłe odwołanie tej operacji świadczy o uprzedzeniu głównych aktorów wydarzeń o operacji CBA. Zauważyły też, że lansowanie córki Sobiesiaka przez ministra dowodzi, iż stosunki łączące obu panów są bliskie. I użyły słów "załatwiactwo" oraz "nepotyzm".
Słowa "załatwiactwo" oraz "nepotyzm" są jednak niewystarczające. Zauważmy, że minister Drzewiecki i jego współpracownicy nie ograniczyli się do załatwiania tej pani byle wysoko płatnej posady. Podjęta została próba zainstalowania jej na stanowisku bardzo konkretnym i wrażliwym – członka władz Totalizatora, czyli ogromnej, państwowej firmy zajmującej się hazardem. Hazardem, a więc dokładnie tą dziedziną biznesu, którą zajmował się ojciec kandydatki, skądinąd aktywnie zabiegający o umieszczenie jej w Totalizatorze. W Totalizatorze, którego działalność i interesy muszą w wielu miejscach przecinać się z działalnością i interesami ojca niedoszłej członkini zarządu.
To nie jest tylko nepotyzm i załatwiactwo. To świadome kreowanie sytuacji, którą najłagodniej można nazwać daleko posuniętym konfliktem interesów. Konfliktem, który mógłby zaowocować zagrożeniem dla finansowych interesów państwa, niezależnym od wątku strat dla budżetu spowodowanych zaniechaniem wprowadzenia dopłat. Nie wierzę, żeby minister Drzewiecki tego nie dostrzegał.