Przypomnijmy, że rządowa krytyka pod adresem CBA padła dokładnie w dniu opublikowania przez "Rzeczpospolitą" stenogramów dotyczących tej sprawy. Trudno oprzeć się wrażeniu, że przedstawiciele rządu uznali, iż w tej sytuacji najlepszą obroną jest atak. Minister sprawiedliwości stwierdził wtedy, że szef CBA Mariusz Kamiński "działa w amoku", i publicznie zapowiedział, iż w najbliższych dniach otrzyma zarzut nadużycia władzy w sprawie tzw. afery gruntowej. Oczywiście żadnych zarzutów nie wolno bagatelizować. Skoro stawia je prokuratura, to należy wszystko wyjaśnić i niech sąd wyda werdykt.
Można też zadać pytanie, dlaczego szef CBA o całej sprawie poinformował prezydenta oraz prezydia Sejmu i Senatu. To działanie ponadstandardowe. Czy po to, by się ratować (spodziewał się, że zostaną mu postawione zarzuty), czy dlatego, że uznał, iż premier nie zechce z tą sprawą nic zrobić? To było swoiste wotum nieufności wobec szefa rządu. Odpowiedź na to pytanie jest kluczowa.
Stawiając wszystkie te pytania, nie wolno zapominać, że informacje zdobyte przez CBA obciążają czołowych polityków PO, a nie kogoś innego. W tym kontekście stwierdzenie wicepremiera Grzegorza Schetyny, że Mariusz Kamiński dokonał zamachu na premiera, brzmi groteskowo. Zwłaszcza że z kalendarium CBA wynika, iż premier Donald Tusk przez sześć dni nie zaznajomił się z dokumentem przesłanym mu przez szefa Biura. Jeśli to prawda, to jest to fakt szokujący.
Ta sprawa musi być wyjaśniona do końca.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/janke/2009/10/06/to-afera-politykow-platformy-a-nie-szefa-cba/]Skomentuj[/link][/ramka]