W pierwszym przypadku chodziłoby o przypadkowy wybuch nienawiści skierowany przeciw całej klasie politycznej. C. byłby wariatem, który w porywie niedającej się kontrolować manii zabił pierwszego lepszego przedstawiciela klasy politycznej. Pierwszego, jaki mu się napatoczył. To, że trafił do biura PiS, było równie prawdopodobne jak to, że mógł strzelać do przedstawicieli PO czy SLD. A może nawet kogoś z PSL. Krótko: morderca byłby wariatem, a jego czyn aktem zemsty na klasie politycznej, ludziach władzy, establishmencie.
W drugim przypadku jego zbrodnia staje się nie przypadkowym paroksyzmem wściekłości, chaotycznym wyładowaniem szalonych emocji, ale czynem przemyślanym, na swój sposób – na wariacki i maniakalny sposób, przyznaję – logicznym. Byłby to akt desperackiego ataku nie na klasę polityczną jako taką, ale na jej konkretną część. Napaścią na PiS i, w szczególności, na Jarosława Kaczyńskiego. C. okazałby się nieprzebierającym w środkach narzędziem antypisowskiej propagandy.
Że tak się rzeczy mają, widać od razu po reakcjach polityków i mediów. Dowody? Wystarczy przyjrzeć się zamieszaniu z rzekomym zamachem C. na Stefana Niesiołowskiego.
Kilka dni temu media podały, że C. przed atakiem na biuro PiS odwiedził siedzibę Niesiołowskiego. Informacja pojawiła się we wszystkich portalach i telewizjach. W niektórych na pierwszym miejscu. Historia wyglądała tak: C., nie mogąc znaleźć Niesiołowskiego, podążył do biura PiS i tam zabił innego przedstawiciela znienawidzonej grupy.
A teraz rzut oka na gazety. W „GW” tytuł „Ryszard C. szukał Niesiołowskiego?”. Główna teza artykułu: C. miał przyjść do biura wicemarszałka Sejmu z PO dwie godziny przed dokonaniem zbrodni w siedzibie PiS. „Rz” podobnie jak „GW” zadaje w tytule pytanie, ale w opisie jest znacznie bardziej ostrożna: wersję PO zderza z wypowiedzią świadka, który nie jest pewien, kogo tak naprawdę widział. No i „Fakt”, który tym razem najpełniej realizuje opowieść o szaleństwie. Na pierwszej stronie tytuł „Niesiołowski miał zginąć pierwszy” i podtytuł: „Zabójca działacza PiS najpierw był u wicemarszałka Sejmu z PO”. Potem wypowiedź specjalisty od insektów dziękującego Panu Bogu za ocalenie mu życia. Wzruszające? Owszem. Prawdziwe? Nie bardzo. Co z tego, skoro do świadomości odbiorców dotarł obraz jako Niesiołowskiego niedoszłej ofiary.