Reklama

Jak „Gazeta Wyborcza" wywołała lewacką ruchawkę

Seweryn Blumsztajn tłumaczył w piątkowej "Wyborczej", jak walczył z faszystami i robił wszystko, by nie było oenerowskich zadym na ulicach.

Publikacja: 19.11.2010 18:30

Igor Janke

Igor Janke

Foto: Rzeczpospolita

Zadym pewnie by nie było, gdyby "Gazeta" na swoich pierwszych stronach nie wzywała do nich, oferując nawet stosowny sprzęt. Jeśli więc jakiś faszysta w Polsce się uchował, to dzięki promocyjnej akcji koncernu Agora przerwał swój sen i pobiegł na manifestację 11 listopada. Bojowy redaktor skutecznie zmobilizował kilka tysięcy osób, które pewnie w życiu by na tę manifestację nie przyszły, ale jak poczuły się wyzwane od faszystów, no to przyszły.

Niestety, "faszyści" nie byli tak agresywni, jak być mieli. Nie wykrzykiwali też niebezpiecznych haseł – no, może poza kilkoma też nieprzyjemnymi, bo patriotycznymi. Stary dziennikarski wyga Blumsztajn coś jednak zauważył: "Marsz ONR był tak zorganizowany, by kamery widziały zdyscyplinowane szeregi ze sztandarami" (ech, te okropne kamery, przecież miały być po naszej stronie...), ale "poza główną kohortą operowały kilkunasto- czy nawet kilkudziesięcioosobowe grupy, które atakowały uczestników kontrmanifestacji". Oczywiście, gdyby ktoś miał wątpliwości, byli to "skini, kibole, oenerowcy". Naprzeciw nich, co prawda zamaskowani, ale na pewno sympatyczni, do boju na kamienie ruszyli "chłopcy" z lewackiej Antify. Czytelnik nawet nie musi się sam zastanawiać, kto jest dobry, a kto zły.

W tekście Seweryna Blumsztajna czuć żal do "faszystów", że byli grzeczni i spokojni. Że za dużo było patriotyzmu, a zabrakło – tak wyczekiwanego – antysemityzmu. Może za rok będzie lepiej?

Bo "Gazeta" już zapowiada marsz w 2011 r. Z biało-czerwonymi i czerwonymi flagami. Za rok też "będziemy gwizdać przeciwko spadkobiercom polskich faszystów. Bo gwizdki nie są drogie. W hurcie jeden kosztuje tylko 50 groszy".

Biedny Blumsztajn. Z jednej strony musi się tłumaczyć statecznym centrystom z dawnej Unii Demokratycznej, dlaczego jest tak radykalny. Z drugiej – wyjaśniać lewakom jeszcze większym niż on, dlaczego nie wzywał do rzucania butelkami. Taki smutny los ponownie obudzonego rewolucjonisty, któremu się wydaje, że to Paryż 1968, a nie Warszawa 2010.

Reklama
Reklama

Zabawne, że firmują to "Gazeta" i giełdowy, całkiem kapitalistyczny koncern Agora. Z dziennika wspierającego niegdyś liberalną Unię Wolności i wszystko, co robił Leszek Balcerowicz, "GW" stała się organem wspierającym lewackie akcje Seweryna Blumsztajna.

Zadym pewnie by nie było, gdyby "Gazeta" na swoich pierwszych stronach nie wzywała do nich, oferując nawet stosowny sprzęt. Jeśli więc jakiś faszysta w Polsce się uchował, to dzięki promocyjnej akcji koncernu Agora przerwał swój sen i pobiegł na manifestację 11 listopada. Bojowy redaktor skutecznie zmobilizował kilka tysięcy osób, które pewnie w życiu by na tę manifestację nie przyszły, ale jak poczuły się wyzwane od faszystów, no to przyszły.

Reklama
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Po co te dziwne aluzje, pośle Ćwik? Czy wracają czasy rechoczących wujków?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Rekonstrukcja, czyli Donald Tusk idzie na wojnę
Komentarze
Rusłan Szoszyn: 40 minut udawania w Stambule. Dlaczego Władimir Putin nie spieszy się z końcem wojny?
Komentarze
Michał Płociński: Premier Radosław Sikorski. To kiedy Donald Tusk ustąpi?
Komentarze
Rekonstrukcja rządu. Donald Tusk nie przypadkiem skupił się na trzech kwestiach
Reklama
Reklama