W każdej chwili Syrta może paść. A to całkowite odwrócenie losów wojny domowej w Libii. Opozycja w ciągu dwóch dni przesunęła linię frontu o 300 kilometrów na zachód.

W niewiele ponad tydzień przeszła jednak znacznie poważniejszą drogę. Od śmiertelnego zagrożenia w Bengazi, na którego przedmieściach były już wojska Kaddafiego, do tryumfalnego pochodu na zachód. Przeszła ją tylko dzięki temu, że Rada Bezpieczeństwa ONZ dała szansę państwom zachodnim, by nie dopuściły do zemsty Kaddafiego na zbuntowanym Bengazi.

Jaki jest skutek tego szybkiego pochodu? Przede wszystkim rewolucjoniści odbili prawie wszystko, co ważne w przemyśle naftowym. Czyli gospodarcze podstawy istnienia przeciwnicy Kaddafiego mają raczej zapewnione.

Ale nawet jeżeli prawdą jest, że upadek Syrty równa się upadkowi Trypolisu, to nie równa się to upadkowi Kaddafiego. Złota i dolarów wystarczy mu na długo. W bunkrze może przetrwać miesiącami. A wszystko wskazuje na to, że będzie walczył – jak zapowiadał – do "ostatniego mężczyzny i do ostatniej kobiety". Los przywódców obalonych przez rewolucje w Tunezji i Egipcie na pewno nie skłania go do złożenia broni. Zwłaszcza że niemal co dzień dowiadują się oni o utracie majątku czy czekających ich rodziny procesach. Skoro tak kończy Mubarak, to co stałoby się z Kaddafim, znacznie okrutniejszym wobec swego narodu?

Nie ma co liczyć na to, że Kaddafi podda się sam. Ani na to, że spakuje walizki i ku zadowoleniu Zachodu pojedzie na zawsze do Erytrei, Zimbabwe czy Wenezueli. Można natomiast liczyć, że pod wpływem sukcesów rewolucjonistów opuszczą go współpracownicy i oddadzą w ręce sprawiedliwości. Trybunał dla Kaddafiego to najlepsze rozwiązanie dla Libii.