Jeśli członkowie ugrupowania zdecydowali się na zmianę szefa, przyznali wprost: dotychczasowe szanse zostały zmarnowane, okazje nie zostały wykorzystane. Przyznali też, że nadzieje pokładane w Joannie Kluzik-Rostkowskiej okazały się płonne, a ona sama nie zdała egzaminu z przywództwa.
Od listopada partia zdążyła się dwa razy rozpaść i wiele razy publicznie pokłócić. Porzuciło ją dwóch ojców założycieli. Adam Bielan znalazł się dziś w orbicie PiS, Michał Kamiński jest o krok od Platformy. Początkowe zainteresowanie mediów nie zostało przez PJN wykorzystane, a partia kompletnie zgubiła się w strategii. Sondażowe poparcie, gwarantujące z początku pewne przekroczenie progu wyborczego, zmieniło się w dzisiejsze jednoprocentowe. Choć głównym wyróżnikiem miała być polityka racjonalna, przeciwstawiona emocjom, którymi miały w polityce grać PiS i PO, nie sposób było nie dostrzec w tej partii obsesji na punkcie Jarosława Kaczyńskiego oraz – nieco tylko mniejszej – Donalda Tuska.
Jaki jest dotychczasowy dorobek PJN? Złośliwi powiedzą o trzech projektach ustaw, których Platforma nie dałaby rady sama zgłosić lub uchwalić. Zakaz billboardów i spotów wyborczych, ograniczenie o połowę dotacji dla partii politycznych i projekt ustawowego zmuszenia Radia Maryja do zerwania związków z PiS. Słuchając Michała Kamińskiego czy Jana Filipa Libickiego można było często odnieść wrażanie, że ich życiową misją jest uprzykrzenie życia Kaczyńskiemu, nic więcej.
Rada Krajowa, zmieniając szefa partii, postanowiła zaaplikować PJN terapię szokową. Zerwanie ma dużą rangę wizerunkową, ale nie pierwszy to raz, gdy partia ta próbuje znaleźć swój wizerunek. Z tym, że dotychczas się w tym gubiła.
Kluzik-Rostkowska stanie się dziś swego rodzaju kozłem ofiarnym, na który PJN będzie zrzucać winę za wszystkie dotychczasowe niepowodzenia. Liderzy partii będą się musieli nauczyć nie przesadzić w tym rytuale, bo odejście założycielki byłoby nie tyle dalszym oczyszczeniem, co kolejnym ciosem.