Mamy przecież zakodowane, że ludzi nie wolno wyrzucać na bruk. Ale i dobrze ugruntowany pogląd, że "mój dom jest moją twierdzą", a za socjalne serwituty płacimy wszyscy. Sytuacja zaczyna się komplikować, gdy kogoś z owej twierdzy trzeba eksmitować.
Jeszcze niedawno, z powodu luki w przepisach, całkiem realny był powrót eksmisji na bruk. Teraz już wiadomo, że, na szczęście, nie będzie to możliwe. Są nowe przepisy, niestety są i stare problemy. Nadal brakuje porządnego, systemowego rozwiązania, które powinno w równym stopniu uwzględniać interesy eksmitowanych, gmin oraz właścicieli mieszkań.
Wiadomo, że gmina musi zapewnić eksmitowanemu pomieszczenie tymczasowe. Problem w tym, że gminy nie chcą, a właściwie raczej nie są w stanie tego robić – w ubiegłym roku nie zrealizowano z tego powodu 2,5 tys. wyroków eksmisyjnych. I trudno się gminom dziwić, bo to dla nich kolejne, wymierne finansowo, obciążenie, którego ich budżety często nie są już w stanie udźwignąć.
W nie lepszej sytuacji są też właściciele mieszkań, którzy w dobrej wierze je wynajęli, a potem często przez lata nie mogą się pozbyć niechcianego lokatora. Bo ten, choć nie płaci, znalazł się w grupie chronionej przed eksmisją. Właścicieli miały chronić tzw. umowy najmu okazjonalnego, ale te z powodu masy biurokratycznych obowiązków nie są zawierane.
Lista chronionych przed eksmisją to z pewnością kolejny nierozwiązany problem – są na niej np. obłożnie chorzy – tyle że od lat nie wiadomo, kogo uznawać za taką osobę... Ochrona nie jest też w żaden sposób powiązana z dochodami – eksmisja bywa więc niemożliwa, mimo że chronionego delikwenta stać np. na wynajęcie sobie mieszkania.