Ten symptom to reakcja „oświeconej" publiczności na dwa wystąpienia prezesa PiS. Pierwsze, gdy prezentował pomysły swojej partii na walkę z kryzysem. Drugie, kiedy zapraszał na debatę znanych ekonomistów.
Raczcie Państwo zauważyć, że jeszcze rok temu Jarosław Kaczyński zostałby zabity śmiechem. Drwinom i szyderstwom nie byłoby końca. A jeśli nie tą metodą to obie inicjatywy zostałyby utopione w lekceważeniu. Tak jak kiedyś pomysły z aniołkami Kaczyńskiego, czy kongresem PiS w Poznaniu.
Tym razem jest inaczej. Wielu komentatorów całkowicie nieżyczliwych Kaczyńskiemu z powagą zaczęło rozważać punkty z jego prezentacji. Mimo, że jest tam wiele błędów i propozycji co najmniej kontrowersyjnych. Powtórzymy – jeszcze rok temu wystarczyłby jeden błąd do wysadzenia całego programu. Dziś słabe strony pomysłów PiS są traktowane niemal ulgowo.
Kaczyńskiemu uszło na sucho dość specyficzne zaproszenie ekonomistów do debaty. Tu też kabareciarze mieliby używanie. Choćby z tego powodu, że prezes PiS przekręcił jedno czy więcej nazwisk. I uparcie mówił „doktór", w wersji z „o" kreskowanym. Jego propozycja została potraktowana z zaskakującą powagą.
Ekonomiści zostali zaproszeni w sposób raczej obcesowy. Dowiedzieli się o tym z mediów. Wiedzą, że będą uczestniczyli w partyjnej imprezie, którą grupowanie polityczne wykorzystuje dla własnych sondażowych celów. Mimo to nie ma spektakularnych odmów. Grzegorz Kołodko odmówił, ale nie uniósł się przy tym jakimś obrzydzeniem, czy gniewem. Po prostu nie ma czasu. A wspomnijmy nieodległe lata, gdy modą było odmowa przyjmowania najwyższych odznaczeń z rąk innego Kaczyńskiego.