Faktycznie decyzja o zatrzymaniu hierarchy jest bez precedensu. Wprawdzie w 2012 roku w specjalnej celi watykańskiej żandarmerii czekał już na proces były kamerdyner Benedykta XVI Paolo Gabriele, ale nigdy dotąd pod kluczem nie trzymano tak wysokiego dostojnika. Gdyby nie zły stan zdrowia Wesołowskiego, zapewne i on siedziałby dziś w celi. A tak oczekuje na proces w areszcie domowym, ale w murach Watykanu.
Zdumienie mediów – bo chyba tak trzeba interpretować ich komentarze – uważnego obserwatora spraw watykańskich wprawia w lekką konsternację. Dlaczego? Bo wystarczy sobie przypomnieć kilka wypowiedzi papieża Franciszka.
Rok temu stwierdził on np., że bez względu na osobę, stanowisko czy godności kościelne dla człowieka, który krzywdzi małoletnich, nie ma miejsca w szeregach duchowieństwa. Z kolei w lipcu tego roku w wywiadzie dla dziennika „La Repubblica" mówił, że pedofilia jest jak trąd, i że do rozprawienia się z tymi, którzy krzywdzą dzieci, „użyje kija" – tak jak zrobił to Jezus, wypędzając kupców ze świątyni. ?A jeśli doda się do tego komentarz ks. Federica Lombardiego (po tym jak w sierpniu zapadła decyzja o wydaleniu Wesołowskiego ze stanu duchownego), że wprawdzie były nuncjusz cieszy się względną wolnością, ale „wkrótce może się to zmienić", to wszystko powinno być jasne. Tego zatrzymania należało się spodziewać.
Linia papieża jest aż nazbyt czytelna: zero tolerancji, nie ma żadnych wyjątków i nikt nie jest wyjęty spod prawa – nawet arcybiskup. Po procesie będzie surowo ukarany. A przypadek Paola Gabriele pokazał, że przewód sądowy wcale nie musi się ciągnąć miesiącami czy latami. Za kradzież tajnych dokumentów z apartamentów papieża Gabriele został skazany w ciągu zaledwie kilku dni.
Podobnie będzie zapewne także w sprawie abp. Wesołowskiego. Jego proces będzie z jednej strony dowodem determinacji Franciszka w odniesieniu do problemu pedofilii oraz czynnego homoseksualizmu, z drugiej zaś – jasnym i bardzo czytelnym komunikatem dla Kościołów lokalnych, jak tego typu sprawy winno się załatwiać.