Pisarze kontra Google

Literacka burza. Absurd, bezprawie, kuriozum – tak polscy autorzy i wydawcy mówią o ugodzie, która pozwala, by Google skanował ich książki, udostępniał fragmenty online, a wkrótce sprzedawał jako e-booki

Publikacja: 05.05.2009 21:25

Pisarze kontra Google

Foto: Rzeczpospolita

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/05/05/pisarze-kontra-google/" "target=_blank]Czekamy na Twoją opinię[/link][/b]

Jeśli wszystko pójdzie po myśli internetowego giganta, jesienią będzie mógł w świetle prawa uruchomić tworzenie wielkiej cyfrowej czytelni. Znajdą się w niej dostępne w całości dzieła wydane przed 1939 r. oraz fragmenty nowych publikacji, które później Google będzie też sprzedawał jako książki elektroniczne.

W Polsce mało kto o tym słyszał, mimo że w grę wchodzą interesy naszych autorów i wydawców. Ugoda obejmuje terytorium USA, a w tamtejszych bibliotekach znajdują się zbiory polskich książek i ich przekłady. Google rozpoczął skanowanie bez wiedzy autorów już w 2004 r. – Ile tomów poddano cyfryzacji, nie wiadomo, ale mówimy o milionach – podkreśla Piotr Marciszuk, prezes Polskiej Izby Książki. Amerykańscy pisarze i wydawcy oskarżyli firmę Google o naruszenie praw autorskich. Jesienią 2008 r. przed nowojorskim sądem zawarto ugodę, która przyznaje właścicielom praw autorskich 63 proc. dochodów z wykorzystania książek.

Zgodnie ze stosowaną w USA zasadą fair use ugoda dotyczy dzieł autorów z całego świata, sąd uzależnił więc jej uprawomocnienie od tego, czy Google poinformuje o niej zainteresowanych. Dlatego w najdalszych zakątkach ukazują się obwieszczenia skierowane do wydawców i pisarzy. Publikowano je m.in. na wyspach Pacyfiku i w "Rz". Sprawdziliśmy, czy polscy autorzy wiedzą, że waży się ich przyszłość.

[srodtytul]Literaci we mgle [/srodtytul]

– Nigdy o tym nie słyszałam, pani pierwsza mnie informuje – denerwuje się Małgorzata Musierowicz. Podobnie reagowali: Olga Tokarczuk, Jerzy Pilch, Ewa Lipska, Jacek Dehnel.

– Jako twórca czuję się zagubiony w tych sprawach, polegam na moim wydawcy – odpowiada skonfundowany Wojciech Kuczok.

Ale pytane przez "Rz" wydawnictwa także sprawy nie znają. – To dla mnie nowość, żadnej ugody nie podpisywałem – irytuje się Jerzy Illg, redaktor naczelny Społecznego Instytutu Wydawniczego Znak.

– Zupełnie się nie orientuję. Coś mi mignęło w komunikatach Polskiej Izby Książki, ale nie czytałam uważnie – przyznaje Monika Sznajderman, szefowa Czarnego.

Marta Jóźwik z polskiego oddziału promocji Google'a powiedziała nam, że firma w lutym zaprezentowała projekt Google Book Search kilkudziesięciu polskim wydawcom. Prezes Polskiej Izby Książki Piotr Marciszuk zapewnia zaś: – Wysłaliśmy komunikaty do wszystkich wydawnictw, które są w naszej bazie. Obserwuję kompletny brak zainteresowania, polscy wydawcy uważają, że sprawa ich nie dotyczy. A 63 proc. dochodów otrzymają tylko ci, którzy do 4 września zarejestrują się w tworzonym przez Google'a rejestrze.

Ten sam termin obowiązuje, jeśli autor lub wydawca nie chce być objęty umową. W tym celu należy wypełnić znajdujący się na stronie www.googlebookssettlement.com/r/home formularz w języku polskim.

[srodtytul]Plik, czyli wieczność [/srodtytul]

Tuż po rozmowie z "Rzeczpospolitą" zrobiła to za pośrednictwem swego wydawcy Małgorzata Musierowicz.

– Nie zamierzam wiązać się umową z Google'em, podobnie jak nie zgodziłam się na wykorzystanie książek do produkcji audiobooków i e -booków – oznajmiła autorka "Jeżycjady". – Warunki ugody wydają się niejasne, tropienie nadużyć – niemożliwe, a potencjalne szkody dla tradycyjnego rynku książki – ogromne. Inicjatywa Google'a może być pożyteczna, jedynie gdy książka jest niedostępna, wyjątkowa.

– Jeśli to ma być legalizacja piractwa, jestem przeciwny – mówi Kuczok. – Ale może Google wesprze dzielenie się osiągnięciami kultury, a przy okazji zniechęci do nielegalnego kopiowania.

Optymistycznie zareagował Janusz Leon Wiśniewski, autor "Samotności w sieci", który – jako jedyny wśród pytanych przez nas autorów – znał szczegóły ugody. – Idea jest genialna: pozwoli ocalić wiele rękopisów, utrwalić bezcenną wiedzę. Za 70 lat nie będzie mnie i praw do moich książek, więc Google oferuje mi poniekąd furtę do wieczności.

Wiśniewski nie wierzy, że możliwość czytania w sieci oduczy nas kupowania książek. – W Rosji moje tytuły dzień po premierze są już zeskanowane i dostępne na 100 portalach. W praktyce działają one na korzyść autora. Jeśli książka się spodoba, czytelnik zwykle po 15 stronach idzie do księgarni, bo czytanie z ekranu męczy. Prawdziwa zmiana nastąpi, gdy Google pójdzie w ślady sklepu Amazon i udostępni czytnik do e-booków.

W internetowym sklepie Amazon jest już sekcja Kindle Books. Jej nazwa pochodzi od urządzenia Kindle, które kształtem i wagą (niespełna kilogram) przypomina książkę. Ma nawet twardą okładkę. To coś na kształt literackiego iPoda. Cena jest jeszcze wysoka – 399 dolarów, ale wliczono w nią dostęp do tytułów z bazy Amazon (w ofercie jest m.in. "Odwaga nadziei" Obamy i "Duma i uprzedzenie" Austen). By ściągnąć ten, który nas interesuje, wystarczy zasięg telefonu komórkowego. – Nastolatki uwielbiają gadżety, będą je kupować, żeby być cool – prorokuje Wiśniewski. – A ja zamiast płacić za nadbagaż, będę mógł zabrać na wakacje 1200 książek.

Wiśniewski, z wykształcenia informatyk, jest w swym entuzjazmie odosobniony. O planach Google'a chłodno wypowiadają się nawet młodzi autorzy, jak Daniel Odija: – Nie ma sensu się opierać, to nieuchronna kolej rzeczy. Wierzę jednak, że drukowana książka pozostanie przyjacielem człowieka. – Pomysł biblioteki oceniam pozytywnie, tym bardziej że na mnie Google się nie dorobi – mówi Krzysztof Varga. – Ale jako czytelnik nie jestem nią zainteresowany. Nie będę wertował "Ulissesa" online.

Najwięcej jest negatywnych reakcji. – Projekt Google'a zagraża istnieniu wydawnictw – mówi Jerzy Illg. – Metody działania firmy są grubym nieporozumieniem. Toż to paranoja, by pisarze oznajmiali, że nie chcą być objęci ugodą. Przecież nie powiem Wisławie Szymborskiej i Wiesławowi Myśliwskiemu, żeby wypełnili jakiś formularz!

Zapytaliśmy, Myśliwski formularza nie złoży. – A co mnie obchodzi prawo amerykańskie? – odparł twórca "Traktatu o łuskaniu fasoli". – Nikt ze mną ugody nie zawarł, więc dlaczego mam prosić, by mnie z niej łaskawie wyłączono. Takiego bezsensu nie zdarzyło mi się słyszeć nigdy. Proszę sobie wyobrazić, że Stany Zjednoczone zagarniają całą Amerykę Łacińską, nie pytając jej o zdanie. To kuriozum: nie żadne prawo, ale najzwyklejsze bezprawie.

[srodtytul]Europie grozi monopol [/srodtytul]

Ryszard Krynicki, poeta kierujący wydawnictwem a5, rozumie potrzebę zwiększenia dostępu do literatury, ale podkreśla, że nie może się to odbywać z naruszeniem dobra autorów. – W pomyśle Google'a boję się nie skutków bezpośrednich, ale szerszych efektów globalizacji, ona sztuce i literaturze nie służy – mówi. – Co do ugody, to absurdalne: żądać ode mnie, bym czegoś Google'owi zabraniał. Czuję się chroniony przez prawo. Google nie ma nade mną żadnej władzy.

Zdaniem Piotra Marciszuka z PIK pomysł Google'a jest niezgodny z europejskim prawem autorskim. – Wymaga ono, by przed wykorzystaniem dzieła uzyskano zgodę autora – mówi.

Na terenie USA te regulacje jednak nie obowiązują. Federacja Wydawców Europejskich, w której nasze firmy reprezentuje Polska Izba Książki, stara się zahamować apetyt Google'a. Chce on rozszerzyć usługi literackie na Stary Kontynent. W Polsce byli przedstawiciele firmy zainteresowani cyfryzacją publikacji nieobjętych już prawem autorskim, np. dziełami Prusa i Żeromskiego. Jak dotąd Google nie podpisał umowy z żadną z polskich bibliotek, ale ma taki zamiar. W USA współpracę podjęły już m.in. biblioteki uniwersytetów Stanforda, Harvarda i Princeton, a także Nowojorska Biblioteka Publiczna.

W sprawie książek chronionych prawem autorskim z Google'em porozumiało się dotąd 20 tys. wydawnictw na świecie, w tym trzy polskie. – Od końca 2008 r. współpracujemy z polskim oddziałem Wolter Kluwers, w 2009 r. dołączyły Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne oraz Wydawnictwo Naukowo -Techniczne. Udostępniają nam cyfrowe wersje nowych tytułów – wyjaśnia Marta Jóźwik z Google'a.

– Dotąd Google zapewniał, że nie interesuje go handel książkami elektronicznymi – mówi Piotr Marciszuk z PIK. – Ostatnio przyznał jednak, że zamierza zeskanowane tomy sprzedawać jako e -booki. Jeśli wprowadzi to rozwiązanie w Europie, nikt nie będzie miał szans z nim konkurować – ostrzega. – To będzie monopolizacja dziedzictwa kulturowego.

[ramka][b]Philippe Colombert, przedstawiciel Google’a [/b]

Niepokój polskich wydawców przypomina mi reakcję ich amerykańskich kolegów, którzy złożyli pozew przeciwko Google’owi. Udało nam się to nieporozumienie zmienić we współpracę – jej efektem jest ugoda. Nie łamiemy prawa, wyszukiwarka Google Book Search pokazuje jedynie fragmenty chronionych tytułów i służy promocji książek.Wierzymy, że pomysł Google’a przysłuży się wszystkim. Po pierwsze czytelnikom, bo zwiększy dostęp do literackiego dorobku ludzkości. Studenci i badacze będą czytać tomy, których dotąd szukali w antykwariatach.

Zyskają wydawcy i autorzy: otwieramy przed nimi nowe kanały marketingu i sprzedaży. Ugoda dotyczy użytkowników w USA, ale jest zapowiedzią możliwości dla internautów na całym świecie. Chcemy dać dostęp do zasobów literackich instytucjom, firmom i osobom prywatnym. Mamy w planach usługę pozwalającą na odpłatne czytanie całych książek online. To nie to samo co e-book, który można skopiować, ale rynek książek elektronicznych dopiero się rodzi, a my jesteśmy otwarci na wszelkie rozwiązania.

—not. pw[/ramka]

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/05/05/pisarze-kontra-google/" "target=_blank]Czekamy na Twoją opinię[/link][/b]

Jeśli wszystko pójdzie po myśli internetowego giganta, jesienią będzie mógł w świetle prawa uruchomić tworzenie wielkiej cyfrowej czytelni. Znajdą się w niej dostępne w całości dzieła wydane przed 1939 r. oraz fragmenty nowych publikacji, które później Google będzie też sprzedawał jako książki elektroniczne.

Pozostało 95% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów