W ich rywalizacji nie ma miejsca na błąd. Trzy lata temu Carlsen potrzebował dogrywki, żeby pokonać Fabiana Caruanę. Dwanaście partii kończyło się remisami. Teraz także obrońca tytułu oraz pretendent są bliscy perfekcji. Nawet kiedy wykonują ruchy pozornie nietypowe, okazują się one zagraniami jakby wyjętymi z komputerowej symulacji. Efekt? Remis po czterech grach (piąta zakończyła się po zamknięciu gazety).
Carlsen jest mistrzem świata od ośmiu lat, tytułu bronił już trzykrotnie. Jego gra łączy błyskotliwość i skuteczność, wielu uważa Norwega za szachistę wszech czasów. Niepomniaszczi jeszcze kilka lat temu wolał boisko piłkarskie i kino od szachownicy. Dziś jest nadzieją na obudzenie pamięci o potędze rosyjskiej i radzieckiej szkoły gry.
To jedyny gracz, który ma z Norwegiem dodatni bilans meczów w szachach klasycznych (4:1), ale zwycięskie dla Rosjanina starcia są prehistorią. Mecz o tytuł odbywa się 19 lat po pierwszym starciu Carlsena z Niepomniaszczim. Byli wówczas dziećmi. Później podobno zostali nawet kumplami. Raz, w 2011 roku, Rosjanin był sekundantem Norwega podczas turnieju w Londynie.
Pewność daje siłę
Rywalizację pięknych umysłów rozpisano na trzy tygodnie. Środkiem do wyłonienia mistrza na razie są szachy klasyczne. Remis po czternastu partiach przyniesie dogrywkę. Czekają nas wówczas szachy szybkie, czyli cztery 25-minutowe gry z 10-sekundowym bonusem za ruch. Dalszy brak rozstrzygnięcia zaowocuje szachami błyskawicznymi. To 5 minut gry plus 3-sekundowa bonifikata.
Zagrają maksymalnie pięć dwumeczów, a jeśli one także przyniosą remis, dojdzie do partii armagedonu. To rozgrywka rozstrzygająca, potencjalny finał trzytygodniowego maratonu toczony przy parujących głowach i buzującej adrenalinie. Białe dostaną pięć, a czarne cztery minuty na grę. Tym drugim zwycięstwo przyniesie także remis.