Dawno już nie było takich emocji. Wszyscy myśleli, że hasło reperacji za II wojnę światową skończy tak, jak wiele pisowskich pomysłów. Pogadają, postraszą, naobiecują, a elektorat, napompowany obietnicami, przylgnie do partii. Potem ze zrozumieniem przyjmie wyjaśnienie, że chcieliśmy dobrze, ale „wiecie, rozumiecie” – Niemcy, Unia, Tusk i postkomuna oraz wojna na Ukrainie. Ten pomysł dobrze „siedział” w filozofii politycznej tej partii: narody bogacą się nie pracą, wysiłkiem, tylko martyrologią historyczną i słusznością moralną. Dał przykład Orban. Tam na poczuciu krzywdy i kompleksach, których symbolem jest układ z Trianon, udało się zbudować reżym, w którym Fidesz ma pełnię władzy i zapewne prędko jej nie odda.
Czytaj więcej
Nie spodziewałem się, że mój artykuł o odszkodowaniach wojennych zatytułowany „Reparacje wojenne nie są kiełbasą wyborczą”, opublikowany dwa tygodnie temu na łamach działu „Rzecz o Historii”, wzbudzi takie zainteresowanie i emocje u czytelników.
Jesteśmy właśnie świadkami podobnej operacji. Krzywdy, jaką wyrządziło nam państwo niemieckie zarządzane przez Hitlera, nikt nie zakwestionuje. Jeśli zatem wyjściowa teza jest słuszna i prawdziwa, to prawdziwe są też wyprowadzane z niej wnioski. Przeliczyliśmy więc naszą martyrologię na pieniądze i zażądaliśmy ich od Niemców. Poszliśmy drogą poppolityczną: najpierw konferencja prasowa i ogłoszenie naszej krzywdy, a potem będziemy się zastanawiać nad skuteczną realizacją deklarowanych zamiarów. Stąd zresztą zrodziły się podejrzenia, że cała operacja jest skierowana do krajowej opinii publicznej i tak naprawdę nie chodzi tu o pieniądze. Tak zrozumieli to Niemcy i stąd udzielili krótkiej i jednoznacznej odpowiedzi: Polska zrzekła się reperacji w roku 1953 i temat jest zamknięty.
* * *
I tu się zaczęło. Do debaty włączyli się prawnicy i historycy, znający się na wszystkim dziennikarze i blogerzy. Część z nich wyraźnie chciała obśmiać te roszczenia i uznać temat za zastępczy. Część wzięła się za kwestionowanie wyliczeń, np. skoro przyjęto, że śmierć każdego obywatela wynosi równowartość jego sześcioletnich zarobków, czyli 800 tys. złotych, to znaczy, że rocznie obywatel RP zarabiał ok. 130 tys. złotych. Gdzie, kto widział takie zarobki? – pytali prześmiewcy. Inni pytali o zabitych Żydów, przypominając przedwojenne pogromy i niegodne zachowania niektórych rodaków w czasie wojny. Kto i komu powinien zapłacić odszkodowania z tytułu ich śmierci? Jeszcze inni zwracali uwagę na zniszczenia, których autorem była Armia Czerwona, domagając się reperacji także od Federacji Rosyjskiej.
Pojawił się także nurt, z którym wiążę poważniejsze nadzieje. Otóż wskazuje się w nim, że temat reparacji (czyli odszkodowań) był obecny znacznie wcześniej. Badał tę sprawę rząd Mieczysława Rakowskiego, m.in. przy pomocy ówczesnych służb specjalnych. Nie zapomniał o nich rząd Tadeusza Mazowieckiego. Rakowski już nie zdążył, Mazowiecki nie miał stosownej siły. Wszyscy wtedy chcieli zakończenia sporów z Niemcami i gwarancji dla naszych granic i takie podejście przeważyło.