Jak nie opowiadać historii

Trudno jest mieć dobrą reputację. Łatwo natomiast ją stracić. Tę prawdę zna każdy trzeźwo myślący człowiek.

Aktualizacja: 06.04.2017 23:16 Publikacja: 06.04.2017 15:00

Jak nie opowiadać historii

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

Taka osoba musi sobie również zdawać sprawę, że dobra reputacja pomaga znaleźć wartościowych partnerów do współpracy; pomaga również w sytuacjach, w których musimy konkurować z innymi. Dokładnie tak samo jest z państwami i narodami. Jeżeli chcą być wartościowym, pożądanym partnerem do współpracy, muszą dbać o własną reputację. Muszą zatem być oceniane jako przewidywalny partner, na którym można polegać. Taki, z którym skojarzenia są pozytywne, w odniesieniu do którego często wręcz korzysta się z utartych zwrotów językowych odzwierciedlających takie skojarzenia. Określenia „szwajcarska precyzja", „niemiecki porządek", „szwedzka jakość" nie budzą zatem naszego zdziwienia, mimo że wcale nie muszą odzwierciedlać tej rzeczywistości, z którą jakaś osoba ma do czynienia w konkretnym przypadku. Zdziwienie za to budziłby ktokolwiek, kto używałby określeń „szwajcarska nieprecyzyjność", „niemiecki bałagan" czy „szwedzkie partactwo", bo przecież naruszałoby to pozytywny, ugruntowany w języku stereotyp.

Nasza rzeczywistość jest jednak zapełniona także językiem, który odzwierciedla, a niekiedy wręcz tworzy stereotypy negatywne. Co oczywiste, taki język nie służy budowaniu przez te państwa lub narody dobrej reputacji. Wręcz przeciwnie – może taką reputację zepsuć lub przeszkadzać w zdobyciu dobrego imienia.

Obecnie w mediach nasiliło się zjawisko korzystania z zupełnie wadliwych określeń – „wadliwych kodów" narracji. Wadliwa narracja może nie tylko kłamliwie przedstawiać rzeczywistość. Gorsza postać jej kłamliwych kodów wręcz odwraca właściwy porządek rzeczy, zmienia na pozór trwałe znaczenie pojęć – w sumie wprowadza informacyjny (i moralny) chaos. Jak mówił Czesław Miłosz, „informacja, jaką przekazuje język, może być względnie łatwo poddana naszej ocenie, natomiast przesunięcia znaczeń w samym języku, przez eliminację pewnych wyrazów, odwrócenie pojęć, nawet składnię, są trudno dostrzegalne". Stąd tak często nawet nie zdajemy sobie sprawy, że właśnie jesteśmy oszukiwani i zwodzeni.

Znane wszystkim Polakom nieprawidłowe określenie „polskie obozy koncentracyjne", niekiedy używane w zagranicznych mediach, jest takim wadliwym kodem. W czasach gdy w wielu państwach świata powoli przygasa pamięć o męczeństwie i zagładzie milionów osób w komorach gazowych Auschwitz i innych niemieckich obozach koncentracyjnych, owo określenie może wielu odbiorcom informacji, w której zostało ono użyte, sugerować jakąś odpowiedzialność Polaków za stworzenie tych obozów i dokonane w nich zbrodnie. Częste używanie takiego określenia może prowadzić do utrwalenia go jako „koniecznego" związku wyrazowego, który będzie bezmyślnie wykorzystywany w mediach.

Z problemem tym mają do czynienia nie tylko Polacy. Drodzy Czytelnicy, zadajcie sobie sami pytanie, co oznacza dla was określenie „ludobójstwo Tutsi". Czy jesteście pewni, że zawsze było dla was jasne, że chodzi o zbrodnię dokonaną na początku lat 90. w Rwandzie na tym właśnie narodzie, a nie „przez ten naród"? A przecież to określenie jest także powszechnie używane w nieodpowiedzialnych mediach masowych. Czy określenie „ukraińska lista katyńska" na pewno mówi prawdę i tylko prawdę o zbrodni katyńskiej?

Należy identyfikować wadliwe kody pamięci, ponieważ fałszują historię. W odniesieniu do zbrodni ludobójstwa zamazują osoby ich sprawców lub odwracają zasadniczy moralny porządek narracji historycznej. Niszczą dobrą reputację państw i narodów, przysłaniając albo wręcz brutalnie fałszując prawdę. A przecież to prawda jest tym, czego narody i państwa bardzo potrzebują jako tworzywa własnej tożsamości i dialogu pomiędzy sobą. Nawet z najboleśniejszej historii można bowiem wywnioskować, jak uniknąć zła w przyszłości. Jeżeli zafałszuje się tę historię, to i nauka z niej płynąca będzie fałszywa. W Polsce i w Niemczech jesteśmy zatem winni prawdę zarówno ofiarom niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych, jak i samym sobie. Powinniśmy o wspólną pamięć zadbać przecież także dla własnej wspólnej przyszłości. Może to służyć również podniesieniu jakości samych mediów. Będą lepsze, jeżeli ich ignorancja czy nawet złośliwość przejawiająca się w używaniu wadliwych kodów pamięci zostanie odsłonięta, a przez to ich reputacja osłabnie. To, co kłamliwe, ma tak być nazwane i jako takie napiętnowane.

Taka osoba musi sobie również zdawać sprawę, że dobra reputacja pomaga znaleźć wartościowych partnerów do współpracy; pomaga również w sytuacjach, w których musimy konkurować z innymi. Dokładnie tak samo jest z państwami i narodami. Jeżeli chcą być wartościowym, pożądanym partnerem do współpracy, muszą dbać o własną reputację. Muszą zatem być oceniane jako przewidywalny partner, na którym można polegać. Taki, z którym skojarzenia są pozytywne, w odniesieniu do którego często wręcz korzysta się z utartych zwrotów językowych odzwierciedlających takie skojarzenia. Określenia „szwajcarska precyzja", „niemiecki porządek", „szwedzka jakość" nie budzą zatem naszego zdziwienia, mimo że wcale nie muszą odzwierciedlać tej rzeczywistości, z którą jakaś osoba ma do czynienia w konkretnym przypadku. Zdziwienie za to budziłby ktokolwiek, kto używałby określeń „szwajcarska nieprecyzyjność", „niemiecki bałagan" czy „szwedzkie partactwo", bo przecież naruszałoby to pozytywny, ugruntowany w języku stereotyp.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie