Traktat Ryski. Umowa ociekająca krwią, której skutki odczuwa dziś Rosja

Postanowienia traktatu ryskiego były wyrokiem dla Polaków mieszkających za Zbruczem i otwarciem Sowietom drogi do szczucia Białorusinów przeciwko Polsce. 100 lat później skutki tego paktu najboleśniej odczuwa jednak Rosja.

Publikacja: 17.03.2022 21:00

Podpisanie traktatu pokojowego pomiędzy Rosją Radziecką a Rzeczpospolitą Polską. Ryga, 18 marca 1921

Podpisanie traktatu pokojowego pomiędzy Rosją Radziecką a Rzeczpospolitą Polską. Ryga, 18 marca 1921 r.

Foto: Yan Tichonov/SPUTNIK Russia/East News

W marcu 1921 r. część Polaków wyraźnie czuła, że nieudolni politycy z Sejmu ukradli ich ojczyźnie ciężko wywalczone zwycięstwo nad bolszewikami. Ich sprzeciw budził traktat ryski zawarty pomiędzy Polską a bolszewicką Rosją i fasadową Ukraińską Socjalistyczną Republiką Rad. Profesor Marian Zdziechowski, wywodzący się z podarowanej Moskwie Mińszczyzny wybitny filozof, nazwał traktat „zbrodnią popełnioną z lekkim sercem, bez żalu, bez wyrzutów sumienia, niemal z tryumfem”. Biskup Zygmunt Łoziński określił działania Stanisława Grabskiego, endeckiego polityka będącego głównym rozgrywającym w polskiej delegacji w Rydze, jako „zdradę stanu”. Henryk Grabowski, prawnuk Tadeusza Reytana, rozrzucił w Sejmie z galerii dla publiczności ulotkę, w której nazwał Grabskiego „Kainem”. Czy te niezwykle emocjonalne sądy były jednak słuszne? Czy nasza delegacja rzeczywiście dopuściła się w Rydze zdrady, czy też wywalczyła na drodze dyplomatycznej wszystko, co było możliwe do zdobycia?

Gdy milkną armaty

„Rozejm z bolszewikami spiszem bagnetami!” – pisał Benedykt Herz w swoim wierszu „Polska młócka” poświęconym Bitwie Warszawskiej. W sierpniu 1920 r. bolszewicy zostali pokonani nie tylko u wrót Warszawy. Ponieśli serię klęsk – od Brodnicy po Komarów. Fatalny był dla nich również wrzesień i początek października – ich świeże siły zostały rozbite w bitwie nad Niemnem, a nasza kawaleria zapędziła się na Korosteń. „Jesteśmy w końcowym okresie wojny, wymaga się przeto od wojsk najwyższego wysiłku. Przemaszerowanie kilometra jest równoznaczne z poszerzeniem o kilometr granic naszej Ojczyzny” – pisał generał Edward Śmigły-Rydz.

„Armia bolszewicka była tak rozbita, że nie miałem żadnych przeszkód wojskowych, abym mógł sięgnąć, gdziebym chciał, na całym prawie froncie” – wspominał później marszałek Józef Piłsudski. Czemu więc wojska polskie się zatrzymały? Według Piłsudskiego przez „brak siły moralnej w społeczeństwie”.

Naród był już wyraźnie zmęczony przeciągającymi się walkami o granice. Pragnął pokoju, który umożliwiłby rozpoczęcie odbudowy gospodarki po zniszczeniach wojennych. Wdrożenie programu federacyjnego Piłsudskiego, czyli stworzenie wolnej Ukrainy i Białorusi oddzielających nas od bolszewii, wymagało jeszcze wojny co najmniej przez rok. Dla przedłużania wojny nie było zaś poparcia politycznego. Endecja robiła wszystko, by Marszałek nie wyszedł z wojny w glorii zwycięzcy i gotowa była dla tego celu sprzedać duszę diabłu – nawet jeśli ten diabeł miał postać Lwa Trockiego. Także wewnątrz PPS pojawiła się silna frakcja dążąca do pokoju za wszelką cenę. Część posłów tej formacji w sierpniu 1920 r., szykując się na bolszewickie zwycięstwo, zaczęła manifestować komunizujące poglądy. Zresztą ogół narodu nie rozumiał programu federacyjnego Piłsudskiego i gdy odepchnięto bolszewików na Wschód, uznał, że czas zakończyć wojnę.

Ostatnia strona traktatu ryskiego wraz z pieczęciami i podpisami sygnatariuszy

Ostatnia strona traktatu ryskiego wraz z pieczęciami i podpisami sygnatariuszy

PAP/Reprodukcja Tomasz Prażmowski

Negocjacje pokojowe zaczęły się już 14 sierpnia w Mińsku. Polska delegacja, kierowana przez Jana Dąbskiego, polityka PSL-Piast, przybyła tam, gdy Tuchaczewski rozpoczynał szturm na Warszawę. Sowieccy negocjatorzy, którym przewodniczył łotewski komunista Daniszewskij, bezczelnie domagali się całkowitego podporządkowania Polski Moskwie. Polska delegacja była niemal pozbawiona kontaktu z Warszawą, nieustannie pilnowana, szpiegowana i niemal głodująca. Po tygodniu tej farsy Sowieci nagle zaczęli mięknąć i twierdzić, że ich żądania „nie mają charakteru ultymatywnego”. Mający wyraźne problemy ze zdrowiem psychicznym Tuchaczewski pod wpływem klęsk na froncie kazał rozwiesić na ulicach Mińska afisze mówiące, że polska delegacja składa się ze szpiegów. Odezwę szybko zaczęto zdzierać z murów, a Gieorgij Cziczerin, sowiecki komisarz ds. zagranicznych, przepraszał Polaków za „nietaktowne i niedopuszczalne” zachowanie Tuchaczewskiego. Strona polska wykorzystała ten incydent, żądając przeniesienia negocjacji do neutralnej Rygi. 2 września Dąbski i jego ekipa wrócili do Warszawy. Tam ustalono skład delegacji, sekretariatu i zespołu eksperckiego, czyli grupy liczącej łącznie 80 osób. Od 21 września do 12 października 1920 r. ekipa ta negocjowała preliminaria pokojowe w pałacu Czarnogłowców na ryskiej Starówce.

Przewodniczącym pozostał Dąbski, a towarzyszyli mu przedstawiciele sześciu najważniejszych stronnictw sejmowych: Stanisław Grabski (Związek Ludowo-Narodowy), Norbert Barlicki (PPS), Władysław Kiernik (PSL-Piast), Adam Mieczkowski (Związek Ludowo-Narodowy), Ludwik Waszkiewicz (Narodowa Partia Robotnicza) i Michał Wichliński (Narodowo-Chrześcijański Klub Robotniczy). „Byłem przerażony składem delegacji. Ta zbieranina, którą rząd Rzeczypospolitej wysłał do Rygi na rokowania pokojowe, nie odznaczała się, niestety, ani rozumem, ani charakterem” – wspominał konserwatywny polityk Mieczysław Jałowiecki. Oprócz polityków w skład delegacji wchodzili też eksperci: przedstawiciel Naczelnego Dowództwa generał Mieczysław Kuliński, poseł polski w Rydze Witold Kamieniecki i poseł polski w Tallinie Leon Wasilewski. Delegacji sowieckiej przewodniczył wytrawny dyplomata Adolf Joffe. Dla niego był to już szósty traktat pokojowy, który negocjował.

Delegacja polska była wyraźnie skonfliktowana wewnętrznie. Blok sejmowy, któremu opinię zdołał narzucać Grabski, kłócił się z blokiem ekspertów. Podziały partyjne jakby się zatarły. Socjalista Barlicki w kwestiach zasadniczych walczył z socjalistą Wasilewskim. „Te walki wewnętrzne w łonie delegacji pochłaniały jej więcej czasu i energii niż rokowania z przedstawicielami Sowietów i w konsekwencji musiały osłabić jej pozycję wobec przeciwnika, który dobrze się orientował w tym rozbiciu wewnętrznym i nieraz zręcznie je wyzyskiwał. Dąbski, przewodniczący delegacji, ograniczał się do roli łącznika i mediatora między dwoma walczącymi odłamami” – pisał historyk Władysław Pobóg-Malinowski. Niestety, decyzje podejmowano ostatecznie za pomocą głosowań, a blok sejmokratów dysponował automatyczną większością…

Po co nam Mińsk?

Polska delegacja przed wyjazdem do Rygi dostała instrukcję Rady Obrony Państwa i rządu Wincentego Witosa sugerującą, by dążyć do granicy opierającej się na zmodyfikowanej na korzyść Rosji „linii Dmowskiego”. Instrukcja miała jednak tylko charakter ramowy i pozostawiała delegacji dużą swobodę interpretacyjną, którą wykorzystywano głównie do… ograniczania postulatów polskich.

Pierwszym dużym ustępstwem, na które poszli Dąbski i Grabski, było uznanie pełnomocnictw delegacji „sfederowanej z Rosją Ukrainy sowieckiej”. Delegacja ta składała się z figurantów, którzy nawet nie znali języka ukraińskiego (ukraińskojęzyczny tekst traktatu pisał więc później Leon Wasilewski). Było to formalne zatwierdzenie ujarzmienia Ukrainy przez Moskwę i cios w polskiego sojusznika, czyli Ukraińską Republikę Ludową atamana Symona Petlury. Joffe odpowiedział na ten gest, odczytując 24 września uchwałę Wszechrosyjskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego zapowiadającą „znacznie korzystniejszą” granicę wschodnią dla Polski, a przy tym domagającą się uznania przez Warszawę sowieckiej Ukrainy i Białorusi, a także przeprowadzenia plebiscytu w Galicji Wschodniej. W razie nieprzyjęcia warunków groził kontynuacją wojny. Kilka dni później okazało się jednak, że bolszewicy zostali rozgromieni w bitwie nad Niemnem. Joffe zmienił więc ton i 1 października wycofał się ze swojego ultimatum.

Dąbski po rozmowach z Joffem odniósł wrażenie, że chce on „oddać pod wpływy polskie całą Białoruś aż do bramy Smoleńskiej co najmniej”. Przewodniczący sowieckiej delegacji istotnie szedł na poważne ustępstwa w kwestii Białorusi, uznając za priorytet ograniczenie polskich wpływów na Ukrainie. „Joffe w tę swoją walkę o Ukrainę wkładał energii o wiele więcej ponad realne potrzeby, Grabski bowiem wraz z opanowanym przez siebie zespołem delegatów sejmowych szedł mu życzliwie na spotkanie. (…) Wytwarzała się w Rydze w tej sprawie sytuacja wręcz nieprawdopodobna – Grabski nie tylko »zdecydowanym oporem«, ale i »niepochamowaną furią« odpowiadał na propozycje Joffego, by Polska wzięła sobie etnograficzną Białoruś. Joffe kilkukrotnie i z nieukrywanym zdumieniem konstatował w trakcie posiedzeń jawnych i poufnych, że »profesorowi Grabskiemu na terytoriach nic a nic nie zależy« lub że »pan Grabski jest bardzo ustępliwy, bo zrzekł się nawet wschodniego skrawka guberni wileńskiej«” – pisał Pobóg-Malinowski.

Mińsk był wówczas dużym ośrodkiem polskości. To było miasto, w którym działało ponad 30 polskich organizacji, w centrum znajdowały się kościoły katolickie, a w czasach carskich burmistrzami byli Polacy. To było miasto m.in. Melchiora Wańkowicza i Władysława Raczkiewicza. Grabski uważał jednak ten dumny gród za „zażydzone miasteczko”, którego lepiej się pozbyć. 5 października doszło do głosowania w sprawie linii granicznej. Za utrzymaniem Mińska po stronie polskiej głosowali tylko: Dąbski, Wasilewski i Kamieniecki. Delegacja sejmowa przyjęła opracowaną przez Grabskiego linię graniczną biegnącą od Dniestru, wzdłuż Zbrucza, na wschód od Równego, Sarn i Łunińca do Dzisny nad Dźwiną. 12 października podpisano preliminaria pokojowe z taką linią graniczną. Tego samego dnia polskie wojska wkroczyły do Mińska, z którego musiały się wycofać po kilku dniach. Oddawały też bolszewikom m.in. Słuck, Kamieniec Podolski, Płoskirów i Zasław. 18 października wchodził w życie rozejm z bolszewikami.

Czytaj więcej

Symon Petlura: bohater wspólnej sprawy

Na trzy dni przed rozejmem rząd Witosa wezwał Naczelne Dowództwo, by zastosowało postanowienia rozejmowe wobec formacji sojuszniczych walczących przeciwko bolszewikom. Oddziały ukraińskie, „białe” rosyjskie, kozackie i wielonarodowa formacja gen. Bułaka-Bałachowicza (uznawana za białoruską, choć dowodzona przez polskiego nacjonalistę) miały do 2 listopada opuścić granice Polski lub zostać rozbrojone. Piłsudski próbował ratować sytuację, zaprzęgając te oddziały do wojny hybrydowej. Wojska Bułaka-Bałachowicza przekroczyły linię rozejmową, zdobyły Mozyrz i Kalenkowicze, ale za Rzeczycą zostały otoczone przez kilka dywizji sowieckich. W połowie listopada wróciły na teren Polski. Petlura opanował w tym czasie Podole i doszedł do Bracławia, ale wobec kontrataku przeważających sił bolszewickich jego wojska powróciły 17 listopada na teren Polski i zostały internowane. Część ukraińskich oficerów rozczarowanych „zdradą ryską” zasili wkrótce szeregi terrorystycznej Ukraińskiej Organizacji Wojskowej. Od Rygi do rzezi wołyńskiej prowadziła więc „cienka czerwona nić” utkana przez Grabskiego.

Leon Wasilewski, sprzeciwiając się przepołowieniu Białorusi linią rozejmową, argumentował, że Sowieci zbudują w Mińsku silny ośrodek propagandowo-dywersyjny skierowany przeciwko Polsce i będą nieustannie buntować Białorusinów przeciwko „polskim panom”. Sejmokraci pogrzebali wówczas ostatnią szansę na polonizację Białorusinów i przygotowali grunt pod masakry dokonywane na Polesiu i Nowogródczyźnie przez skomunizowany motłoch we wrześniu 1939 r. Grabski cieszył się jak głupi z ustępstw wobec Sowietów i chwalił się, że „przeciął miński wrzód”.

Leon Wasilewski, sprzeciwiając się przepołowieniu Białorusi linią rozejmową, argumentował, że Sowieci zbudują w Mińsku silny ośrodek propagandowo-dywersyjny skierowany przeciwko Polsce

Nieodzyskane skarby

Przez kilka kolejnych miesięcy toczyły się w Rydze negocjacje dotyczące szczegółowego układu pokojowego. Sowieci zgodzili się przekazać Polsce dodatkowe 3 tys. km kw. w ramach korekt granicznych, odsuwając granicę nieco na wschód na Polesiu, Wołyniu i Wileńszczyźnie. Po stronie sowieckiej zostawało od 1,2 mln do 2 mln Polaków. „Najciężej i najprzykrzej zarazem było z delegacjami polskiej ludności, która miała pozostać po stronie rosyjskiej. Delegacje owe przychodziły z Kamieńca Podolskiego, Mińska, Berdyczowa, przekradając się z narażeniem życia i błagając z płaczem, żeby ich Polska nie oddawała na pastwę bolszewickim katom” – pisał w swoich wspomnieniach premier Witos.

W latach 1937–1938 ponad 110 tys. Polaków „zza Zbrucza” i „znad Berezyny” zostało rozstrzelanych przez NKWD, a dziesiątki tysięcy zostało zesłanych na Syberię i do Azji Środkowej. To również ofiary Stanisława Grabskiego i sejmowej delegacji z Rygi. Rząd Witosa oczywiście nie spodziewał się, jaki los czeka Polaków zza Zbrucza.

Negocjacje pokojowe zaczęły się już 14 sierpnia 1920 r. w Mińsku. Polska delegacja, kierowana p

Negocjacje pokojowe zaczęły się już 14 sierpnia 1920 r. w Mińsku. Polska delegacja, kierowana przez Jana Dąbskiego, polityka PSL-Piast, przybyła tam, gdy Tuchaczewski rozpoczynał szturm na Warszawę

Wikimedia Commons

18 marca 1921 r. podpisano traktat ryski. Po stronie polskiej znalazły się na nim podpisy: Jana Dąbskiego, Stanisława Kauzika, Edwarda Lechowicza, Henryka Strasburgera i Leona Wasilewskiego. W imieniu Rosji i Sowieckiej Ukrainy podpisali go: Adolf Joffe, Jakub Hanecki, Emanuel Kwiryng, Jur Kociubiński i Leonid Oboleński. 15 kwietnia 1921 r. traktat został ratyfikowany przez polski Sejm.

Traktat ryski przewidywał, że Polska dostanie 30 mln rubli w złocie za udział Kraju Priwislańskiego w życiu gospodarczym Rosji carskiej oraz dodatkowo 29 mln rubli w złocie za wywieziony z Polski podczas wojny tabor kolejowy. Pieniędzy tych nigdy nie dostaliśmy. Nasza genialna delegacja nie zadbała o to, by w traktacie znalazł się mechanizm sankcji za niewypełnianie jego zobowiązań. Sowieci mieli nam też oddać zagrabione przez carat archiwa, biblioteki, dzieła sztuki i trofea wojenne. Oddali tylko cząstkę tych dóbr, w której jednak znalazły się takie bezcenne przedmioty jak Szczerbiec, arrasy wawelskie czy pomnik księcia Józefa Poniatowskiego dłuta Thordvaldsena (który w Homlu zabezpieczył dla Polski... Feliks Dzierżyński). Na mocy traktatu państwo polskie zajmowało znajdujące się na jego terenie mienie dawnego państwa rosyjskiego i rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, w tym m.in. obecną Katedrę Polową w Warszawie.

Śladami „Kaina”

„Kiedy znów w 1914 roku, zaraz po wybuchu wojny, byłem na herbatce u p. Grabskiego, ówczesnego członka zarządu Narodowej Demokracji, na której było kilku członków zarządu tego stronnictwa, to p. Grabski z całą kategorycznością dowodził, że ze względów ekonomicznych Polska Niepodległa, odcięta granicą od Rosji, utrzymać by się nie mogła i że z tych powodów Nar. Demokr. nie tylko nie dąży do niepodległości, ale przeciwnie, gdyby tylko ktokolwiek bądź taką koncepcję wysunął, ona by ją udaremniła” – pisał w swoich wspomnieniach Jan Pękosławski, prawicowy radykał, przywódca Pogotowia Patriotów Polskich. Pękosławski w swojej książce publicystycznie chłostał nie tylko Stanisława Grabskiego, ale również jego brata Władysława, który jako premier w lipcu 1920 r. podczas negocjacji z mocarstwami zachodnimi w Spa zgodził się na wycofanie wojsk polskich za tzw. linię Curzona, przekazanie Wilna Litwie, a większość Śląska Cieszyńskiego – Czechom. Grabscy mieli oddawanie polskich ziem jakby we krwi…

Stanisław Grabski był więziony przez NKWD w latach 1939–1941. Ale będąc później przewodniczącym londyńskiej Rady Narodowej Rzeczypospolitej, opowiadał się za współpracą z Sowietami. W latach 1945–1947 był wiceprezesem komunistycznej Krajowej Rady Narodowej. Komuniści dali mu katedrę na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Jednym z jego studentów był Leszek Moczulski, późniejszy przywódca Konfederacji Polski Niepodległej. Moczulski wspominał, jak w 1949 r. na jednym z seminariów Grabski, przekonywał, że tak właściwie to „Polska Ludowa” jest spełnieniem postulatów Dmowskiego z 1914 r. Polska przecież wróciła nad Odrę, Nysę i Bałtyk i jest państwem autonomicznym związanym z Rosją. I taką niewolniczą, skarlałą mentalność prezentował człowiek, który w 1920 r. oddał Mińsk bolszewikom.

Zwodnicza geopolityka

Traktat ryski został złamany przez Sowietów 17 września 1939 r., dlatego komuniści traktowali go później jako wyraźne tabu. W 1971 r. działacz opozycji niepodległościowej Wojciech Ziembiński dostał wyrok roku więzienia w zawieszeniu tylko za to, że podczas pogadanki dla harcerzy wspomniał, iż traktat ryski de iure jeszcze obowiązuje. W artykule drugim traktatu znalazł się fragment mówiący o uznaniu przez Polskę „niepodległej Białejrusi” oraz o granicy pomiędzy Polską, Ukrainą i Białorusią. Wymuszało to na Moskwie utrzymywanie fikcji w postaci odrębnych republik sowieckich ze stolicami w Charkowie i Mińsku. Sowieci przez pewien czas pokazowo ukrainizowali i białorutenizowali te republiki, by w 1937 r. gwałtownie się z tego wycofać. Gdy w 1945 r. powstawała Organizacja Narodów Zjednoczonych, ZSRR uzyskał w jej Zgromadzeniu Ogólnym trzy miejsca: jedno dla całego Związku Sowieckiego, drugie dla sowieckiej Ukrainy, a trzecie dla sowieckiej Białorusi. Fikcja niezależnych republik została więc utrzymana. Ironią losu jest to, że 8 grudnia 1991 r. to przywódcy trzech republik wymienionych w traktacie ryskim – sowieckiej Rosji, Ukrainy i Białorusi – podpisali w Wiskulach w Puszczy Białowieskiej porozumienie o rozwiązaniu ZSRR. Białoruś i Ukraina stały się niepodległymi państwami. I choć dzisiaj Białorusią rządzi zależny od Rosji dyktator, a Ukraina toczy wojnę z Rosją, to jednak Rosja została odepchnięta daleko na wschód. Pomijając obwód kaliningradzki, czyli bastion zbudowany na gruzach części dawnych Prus, granica zachodnia Rosji została przesunięta mniej więcej tam, gdzie była w końcówce XVII w. Po 100 latach traktat ryski odbija się jej ogromną czkawką.

Rysunek z 1921 r., krytykujący podział Białorusi w ramach postanowień traktatu ryskiego

Rysunek z 1921 r., krytykujący podział Białorusi w ramach postanowień traktatu ryskiego

Alamy Stock Photo/ BEW

W marcu 1921 r. część Polaków wyraźnie czuła, że nieudolni politycy z Sejmu ukradli ich ojczyźnie ciężko wywalczone zwycięstwo nad bolszewikami. Ich sprzeciw budził traktat ryski zawarty pomiędzy Polską a bolszewicką Rosją i fasadową Ukraińską Socjalistyczną Republiką Rad. Profesor Marian Zdziechowski, wywodzący się z podarowanej Moskwie Mińszczyzny wybitny filozof, nazwał traktat „zbrodnią popełnioną z lekkim sercem, bez żalu, bez wyrzutów sumienia, niemal z tryumfem”. Biskup Zygmunt Łoziński określił działania Stanisława Grabskiego, endeckiego polityka będącego głównym rozgrywającym w polskiej delegacji w Rydze, jako „zdradę stanu”. Henryk Grabowski, prawnuk Tadeusza Reytana, rozrzucił w Sejmie z galerii dla publiczności ulotkę, w której nazwał Grabskiego „Kainem”. Czy te niezwykle emocjonalne sądy były jednak słuszne? Czy nasza delegacja rzeczywiście dopuściła się w Rydze zdrady, czy też wywalczyła na drodze dyplomatycznej wszystko, co było możliwe do zdobycia?

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Odcisk palca na chlebie sprzed 8600 lat
Historia Polski
2 kwietnia mija 19. rocznica śmierci Jana Pawła II
Historia Polski
Kołtun a sprawa polska. Jak trwała i trwa plica polonica
Historia Polski
Utracona szansa: bitwa nad Worsklą. Książę Witold przeciwko Złotej Ordzie
Historia Polski
Tajemnica pierwszej koronacji. Jakie sekrety kryje obraz Jana Matejki