To granty na inwestycje o dużym znaczeniu dla polskiej gospodarki. Jak szacuje Ministerstwo Gospodarki, które je rozdziela, dzięki dotowanym projektom powstanie około 14,5 tys. miejsc pracy i napłyną inwestycje za 14 mld zł. Dotacje na nakłady produkcyjne oraz w sektorze usług nowoczesnych (centra usług wspólnych) pozyskują głównie polskie oddziały międzynarodowych korporacji (np. Volkswagen, Sony czy IBM) wspomagane przez duże firmy doradcze. Pula tych grantów na lata 2007 – 2013 wynosi około 4 mld zł. Dotychczas zawarto 70 umów na 1,83 mld zł i choć nie oceniono jeszcze wszystkich projektów z poprzednich konkursów, to od dawna wiadomo, że pieniędzy wystarczy na jeszcze jeden nabór. Teraz po kilku miesiącach rozmów resorty rozwoju regionalnego i gospodarki ustaliły, na jakich zasadach i z jakim budżetem odbędzie się ostatni konkurs.
Trudniej o dotacje
– Dla firm mamy 700 mln zł. Jeśli jednak złożą dobre projekty, których wartość przekroczy pulę, to być może pieniędzy dołożymy – mówi „Rz" Iwona Wendel, wiceminister rozwoju regionalnego. – Konkurs planujemy ogłosić w tym tygodniu. Będzie miał charakter zamknięty. Wnioski będziemy przyjmować od 16 do 27 stycznia 2012 r. – dodaje Małgorzata Szczepańska, dyrektor Departamentu Wdrażania Programów Operacyjnych w Ministerstwie Gospodarki. – Dobrze, że znany jest kalendarz wydarzeń. Brak informacji powodował, że inwestorzy czuli się zagubieni – mówi Paweł Tynel, dyrektor zarządzający w Ernst & Young.
O dotacje będzie jednak trudniej niż dotąd. – Szczególny nacisk położyliśmy na element badawczo-rozwojowy. Niezależnie, czy chodzi o inwestycje produkcyjne czy centra usług wspólnych, muszą być tworzone centra badawczo-rozwojowe – wskazuje Wendel.
W przypadku centrów usług zwiększono też planowany odsetek pracowników z wyższym wykształceniem wśród nowo zatrudnionych z 50 do 60 proc. – Nowe zasady skupiają się na wsparciu inwestycji trwałych dla gospodarki. Mają premiować tworzenie centrów badawczo-rozwojowych (B+R) bądź inwestycji ze znaczącym udziałem elementów badawczych. To bardzo dobra decyzja, bo takie projekty dają Polsce szansę na trwałość i wzrost konkurencyjności – ocenia Michał Gwizda, partner w firmie doradczej Accreo Taxand. – Inwestowanie publicznych pieniędzy w takie projekty na pewno Polsce się opłaci i przyniesie największy zwrot – dodaje.
Zdaniem Tynela wymóg komponentu badawczo-rozwojowego w centrach usług jest jednak zastanawiający. Jego wątpliwości podziela Magdalena Burnat-Mikosz, partner w Deloitte. – Wnioskodawcy mogą mieć kłopot z właściwym zastosowaniem obowiązkowego elementu B+R przy centrach usług wspólnych, gdzie zwyczajowo tego typu działalności nie ma – wyjaśnia.