- Zbadałem sprawę. Właśnie kupiłem apartament w Sztokholmie i był on dużo tańszy niż porównywalny apartament w Helsinkach, tak więc nie mogę zrozumieć dlaczego rynek miałby być przegrzany - ujawnił Wahlroos, który powinien być zorientowany w sprawie, gdyż posiada mieszkanie również w stolicy Finlandii.
W ubiegłym roku ceny mieszkań w Szwecji podskoczyły o 8 proc., zaś od 2007 roku o 38 proc. osiągając rekordowy poziom, twierdzi Svensk Maeklarstatistik, gromadząca dane na ten temat. 200-metrowe mieszkanie w centrum Sztokholmu obecnie średnio kosztuje 1,9 miliona dolarów. To skłoniło niektórych analityków, m.in. Bengta Hanssona z Krajowego Zarządu Mieszkalnictwa do stwierdzenia, że na rynku panuje bańka spekulacyjna, a ceny są za wysokie o 20 proc.
Czołowe banki centralne na świecie utrzymują stopy procentowe na rekordowo niskim poziomie i niektóre najbogatsze kraje starają się walczyć z nadmiernym wzrostem cen napędzanym przez tani pieniądz. Riksbank, bank centralny Szwecji, który od grudnia 2011 r. cztery razy obniżał główną stopę procentową, w minionym miesiącu zasygnalizował, że dalsze łagodzenie polityki monetarnej jest mało prawdopodobne, gdyż obawia się wzrostu akcji kredytowej. Planuje nawet w perspektywie roku podniesienie kosztu kredytu obecnie wynoszącego 1 proc.
Jens Hallen, dyrektor działu instytucji finansowych w agencji Fitch Ratings, twierdzi, że podniesienie oprocentowania w połączeniu z wysokim bezrobociem może skierować rynek mieszkaniowy na nowe tory. Jego zdaniem w okresie 18-24 miesięcy ceny mieszkań mogą spaść nawet o 10 proc.
Rząd deklaruje, że jego celem jest stopniowa zwyżka cen. – Najlepiej dla nas będzie, jeśli w długim okresie ceny domów będą rosły powoli - uważa minister Peter Norman, odpowiedzialny za rynki finansowe. Podkreśla, że stały silny wzrost cen nie jest dobry dla rynku nieruchomości ani dla całej gospodarki