W listopadzie tylko w pięciu na szesnaście województw liczba zapowiadanych zwolnień grupowych spadła. Najbardziej w warmińsko-mazurskim, gdzie trzy firmy zgłosiły chęć zwolnienia 31 osób (miesiąc wcześniej tutejsi przedsiębiorcy zgłosili szesnaście razy więcej).
Nie znaczy to jednak, że sytuacja się poprawiła. Październikowa stopa bezrobocia w regionie wynosiła bowiem 15,4 proc. Ale w listopadzie liczba bezrobotnych wzrosła o 2,6 tys. – Mamy teraz takich osób 82 tys. – informuje Zdzisław Szczepkowski, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Olsztynie. Przyznaje, że na tym się zapewne nie skończy, bo kolejne duże zwolnienia wiszą w powietrzu. Coraz większe kłopoty mają przedsiębiorstwa branży drzewnej.
Większa niż zakładano skala zwolnień szykuje się w branży motoryzacyjnej. Wczoraj japońska firma NSK działająca w Specjalnej Strefie Ekonomicznej w Wałbrzychu zapowiedziała, że zwolni w styczniu 160 osób. Jeszcze pod koniec listopada monitorująca polski przemysł motoryzacyjny firma AutomotiveSuppliers.pl wyliczała, że w najbliższym czasie zwolnienia sięgną 2,2 tys. osób. – Po czterech tygodniach liczba ta wzrosła do co najmniej 6 tys. – mówi Rafał Orłowski, analityk AutomotiveSuppliers.pl. Jego zdaniem skala przyszłych zwolnień będzie zbliżona do tych na rynku czeskim. Ostatnie grudniowe zapowiedzi stowarzyszenia SAP mówią, że w najbliższych kilkunastu tygodniach zwolnienia obejmą tam 13,5 tys. pracowników. – Połowę będą stanowiły osoby zatrudnione na stałe – komentuje Orłowski.
Trudno się dziwić, bo przedsiębiorcy coraz bardziej pesymistycznie oceniają najbliższe miesiące – wynika z badania koniunktury w grudniu, jakie właśnie przeprowadził GUS. Co szósta firma co prawda spodziewa się poprawy, ale co czwarta obawia się pogorszenia sytuacji. Przedsiębiorców z tych ostatnich firm martwą przede wszystkim zmniejszające się zamówienia.
Prof. Maria Drozdowicz-Bieć z SGH uważa, że stopa bezrobocia zacznie poważnie rosnąć dopiero w drugiej połowie przyszłego roku. – Może wzrosnąć o 2 pkt proc. wobec 8,8 proc. w październiku. Najpierw firmy będą zmuszone do zredukowania produkcji, potem będą się zastanawiały, jak dostosować do niej zatrudnienie – tłumaczy.