– Wszystkie prognozy gospodarcze pójdą w dół, to tylko kwestia czasu – uważa Janusz Jankowiak, ekonomista Polskiej Rady Biznesu. W jego ocenie ekonomiści są coraz bardziej zaniepokojeni negatywnymi informacjami docierającymi ze świata i słabnącym tempem konsumpcji. Silny frank dodatkowo pogarsza sytuację. – Gdyby inwestycje prywatne przyspieszyły i poprawiły się warunki eksportowe, nerwowość w ocenie tempa wzrostu gospodarczego byłaby znikoma – dodaje Jankowiak.
Jak dotąd tylko dwa banki zdecydowały się na obniżenie prognoz – CitiHandlowy i BGŻ. Ten ostatni nawet o pół punktu procentowego na przyszły rok. – Prognozy zweryfikowaliśmy po obniżce ratingu USA, spadkach na giełdach i zapowiedzi silniejszej konsolidacji fiskalnej w części krajów strefy euro – wyjaśnił Dariusz Winek z BGŻ.
21,1 mld zł wyniósł deficyt budżetowy po siedmiu miesiącach roku
Reszta czeka na dane dotyczące wzrostu za II kwartał tego roku. – Spodziewaliśmy się gorszych wyników, a ostatnie tygodnie tylko nasze przewidywania potwierdzają – mówi Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK. – Gdy znana będzie struktura wzrostu PKB, zadecydujemy, jak zmienić obecne przewidywania. W jego ocenie jednak pozytywnego zaskoczenia trudno się spodziewać ze względu na głębsze od wcześniej szacowanego spowolnienie na świecie. Takie sygnały nie zachęcą naszych przedsiębiorców do rozpoczynania nowych inwestycji. Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas, dodaje, że dodatkowym negatywnym sygnałem dla nich jest rosnące ryzyko wzrostu stóp procentowych. – Bardzo możliwa jest też kolejna fala niepokojów na europejskich rynkach, co przełoży się na kursy walut i poziom konsumpcji – uważa.
Ignacy Morawski z Polskiego Banku Przedsiębiorczości dodaje, że sytuacja gospodarcza w Polsce będzie też w znacznej mierze zależała od dalszego rozwoju wydarzeń za oceanem. – Gdyby doszło do recesji w USA i na świecie, polski PKB mógłby rosnąć w tempie 1 – 2 proc. – ocenia. – W lepszym scenariuszu byłoby to 3 – 4 proc.