Bohaterem jest młody chłopak, którego rodzina mieszka na włoskiej prowincji. Ojciec oczekuje, że kiedyś przejmie ich prosperującą fabrykę makaronu i razem z bratem poprowadzi interes. On jednak po studiach pozostaje w Rzymie i chce zostać pisarzem. Na dodatek jest homoseksualistą. Fakt nie do zaakceptowania w rodzinnym miasteczku. Postanawia wyznać rodzicom prawdę o sobie. Ale sytuacja się komplikuje, gdy jego brat uczyni to pierwszy.

Ferzan Özpetek urodził się i wychował się w Stambule, ale w 1976 roku trafił do Rzymu. I został, skończył reżyserię. Życie na granicy dwóch kultur wyczuliło go na problemy inności. W "Mine vaganti" powracają wątki dla Özpetka charakterystyczne: represyjna, burżuazyjna rodzina, hipokryzja w stosunkach między ludźmi, szukanie własnej tożsamości, prawa do bycia sobą, wreszcie odkrywanie i ujawnianie swojej orientacji.

Özpetek potrafi opowiadać o miłości homoseksualnej. W delikatnym "On, ona, on" żona dowiadywała się, że jej zmarły niedawno mąż przez lata związany był z mężczyzną. W "Oknach" stary człowiek wydobywał z pamięci strzępki wspomnień o męskiej miłości, jaka przydarzyła mu się w czasie wojny. W "Saturno contro. Pod dobrą gwiazdą" reżyser portretował parę mężczyzn, których łączyło uczucie.

Na tle tamtych subtelnych filmów o tolerancji "Mine vaganti" wydaje się dość toporne. Schemat goni tu schemat, wszystko jest przewidywalne. W "Saturno contro" śmierć jednego z bohaterów sprawiała, że jego przyjaciele zaczynali dostrzegać wartość życia i przyjaźni. Tu śmierć babci też jednoczy rodzinę.

Pojednanie wydaje się jednak kiczowate i sztuczne. Özpetek stara się wprowadzić do rodzinnego dramatu sporą dozę humoru. Niestety, także ten zabieg zawodzi. W "Mine vaganti" wszystko jest pozbawione tajemnicy, dość jednoznaczne. A współczesne kino lubi niedopowiedzenia. Szkoda, że tak zazwyczaj wyrafinowany Özpetek tym razem o tym zapomniał.