I mimo że „Zwyczajna historia" – nagrodzona Grand Prix dla najlepszego obrazu na ubiegłorocznym festiwalu Era Nowe Horyzonty – jest jej debiutem, tajlandzka reżyserka wykształcona w Wielkiej Brytanii i USA jest już znana na filmowych salonach. Jej dyplomowa krótkometrażówka „Graceland" zakwalifikowała się do konkursu festiwalu w Cannes.
Sądząc po „Zwyczajnej historii", Suwichakornpong już teraz doskonale potrafi opowiadać o międzyludzkich relacjach. Z jednej strony subtelnie i delikatnie, z drugiej – bezkompromisowo, bezpruderyjnie i bez taryfy ulgowej, zupełnie obnażając uczucia bohaterów. W jej ujęciu historia powolnego otwierania się sparaliżowanego na skutek wypadku chłopaka dzięki codziennemu kontaktowi z zaangażowanym na stałe w domu pielęgniarzem staje się czymś znacznie większym i poważniejszym. To studium na temat świata i okrutnej prawdy o nim, że większość z nas czekają tylko zawiedzione nadzieje i rozczarowania. Jedyną możliwą w tej sytuacji postawą – jakże z ducha buddyjską – jest pełne spokoju współczucie dla tych, którzy dzielą z nami ten sam los.
Reżyserka osiąga wspaniały rezultat, nawet nie prowadząc narracji w sposób linearny – akcja wybiega w przód, by zaraz zanurkować w przeszłość. Finał filmu jest prawdziwym wstrząsem na miarę katartycznego oczyszczenia, choć to „tylko" sekwencja dokumentalna...
Tajlandia 2009, reż. Anocha Suwichakornpong, wyk. Arkanae Cherkam, Paramej Noiam