Nić widmo, reż. Paul Thomas Anderson
Wyd. Filmostrada
— Zrobiłem tyle filmów o hippisowatych facetach i twardzielach z dwudniowym zarostem, że pomyślałem: „Może by tym razem opowiedzieć o ludziach eleganckich” — zażartował w rozmowie z dziennikarzem „Entertainment Weekly” Paul Thomas Anderson.
Ale „Nić widmo” nie jest utrzymana w klimacie „Wielkiego Gatsby’ego” czy romantycznej komedii. Sam reżyser scharakteryzował ją jako kombinację love story i kina suspensu.
Daniel Day-Lewis gra tu słynnego kreatora mody, który w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku ubiera gwiazdy, koronowane głowy, dziedziczki wielkich fortun. Nic się dla niego nie liczy oprócz pracy, dopóki nie zjawia się w jego życiu młoda kobieta o silnym charakterze, stając się jego muzą i kochanką. Jego wielką namiętnością i miłością. Ale też klątwą.
Anderson proponuje kino ogromnie intensywne, nieoczywiste. Pyta: Do jakiego stopnia można zawładnąć drugą osobą? Do czego można się posunąć, by ją sobie podporządkować? Jak zmieniają się relacje między ludźmi? Czy miłość osłabia? Czym jest dominacja?
Filmowy Reynolds Woodcock jest podobno wzorowany na autentycznej postaci Charlesa Jamesa, uchodzącego za „pierwszego dyktatora mody Ameryki”. Ale najwięcej szumu wokół filmu sprawiło oświadczenie wykonawcy głównej roli. Genialny aktor, trzykrotny zdobywca Oscara za role w „Mojej lewej stopie”, „Aż poleje się krew” i „Lincolnie” ogłosił, że wycofuje się z kina. Za „Nić widmo” dostał kolejną nominację do Oscara i jak na razie rzezcywiście nie słychać, by jakkolwiek zamierzał zmienić swoje postanowienie. Rozkoszujmy się więc jego kreacją w „Nici widmie”, może ostatni raz.
Gra o wszystko, reż. Aaron Sorkin
Wyd. Monolith Films