Interesowała go literatura, którą studiował na Uniwersytecie Columbia. Ale w czasie pobytu w Paryżu zakochał się we francuskim kinie i po powrocie do Stanów zapisał na wydział reżyserii nowojorskiej Tich School. Został asystentem Nicholasa Raya, który ułatwił mu w 1980 roku debiut. To były „Nieustające wakacje”.
Odtąd każdy niemal film Jarmuscha staje się wydarzeniem. Niezależnie, czy jest to czarno-biały western o drodze człowieka do śmierci, czy opowieść o zwalistym Murzynie, który pozostaje wierny kodeksowi samuraja, czy też zapis rozmów dwóch facetów palących papierosy i sączących kawę. W każdym ze swoich obrazów próbuje przekonać widzów, że nie ma chwil nieważnych i ludzi niewrażliwych, a samotność bywa chorobą śmiertelną.
Film „Broken Flowers” powstał w 2005 roku. To rzecz o samotności, potrzebie uczucia i tęsknocie za kimś bliskim, na dodatek okraszony wieloma zabawnymi scenami i kilkoma wspaniałymi kreacjami.
– Przeszłość nie istnieje – mówi bohater filmu, ale sam w to nie wierzy. Właśnie dostał zamknięty w różowej kopercie anonimowy list, że ma 19-letniego syna, o którym nie wiedział. Stary Don Juan odszukuje kobiety, z którymi prawie ćwierć wieku temu miał romanse. Wchodzi do ich światów, dzisiaj już dalekich i obcych. Bardzo chce odnaleźć chłopca, dla którego mógłby być ojcem. U progu jesieni życia jest sam, więc gdyby ten syn naprawdę istniał... Pytań jest coraz więcej. Gdyby życie ułożyło się inaczej? Gdyby przy którejś z tych kobiet został? Widz obserwuje zmęczoną twarz Billa Murraya. Ten list to tylko dowcip? Młody chłopiec włóczy się koło domu bohatera. Może to on? Tyle ludzkich emocji, czyjeś rozczarowanie. Tajemnica trudna do rozwikłania.
Ten film – niedopowiedziany i delikatny – naprawdę fascynuje. Także dzięki znakomitym kreacjom Murraya i żeńskich gwiazd: Sharon Stone, Jessiki Lange, Tildy Swinton i Julie Delpy.