Łukasz Barczyk przywraca nam wiarę w to, że w kinie wciąż jest miejsce na poszukiwanie nowego języka i oryginalnej estetyki. "Italiani" to współczesna refleksja na temat "Hamleta". Jednak reżysera nie interesują dylematy władzy, choć akcja toczy się we Włoszech Mussoliniego. Barczyk po raz kolejny (jak we wcześniejszych filmach "Patrzę na ciebie, Marysiu" i "Przemiany") drąży relacje rodzinne.
Zobacz galerię fotosów z filmu
W "Italiani" opowiada o miłości, pożądaniu, zabójstwie, kazirodztwie, śmierci. I milczeniu, które może kryć mroczne tajemnice. W pierwszej scenie młody mężczyzna pcha po plaży wózek inwalidzki, na którym siedzi sparaliżowana, niema kobieta. Mężczyzna też nic nie mówi, ale jest między nimi głębokie porozumienie. To matka i syn. W filmie zobaczymy ich historię przypominającą szekspirowski dramat. Opowiedziany niemal bez słów. Hamlet pytał: "Być albo nie być?", bohater Barczyka popada w szaleństwo inaczej: od śmierci ojca nie odzywa się. Nawet wtedy, gdy zabija wuja, pożąda własnej matki, bezgłośnie płacze po jej samobójczej próbie.
W "Italiani" z wielkimi namiętnościami kontrastuje powolny rytm narracji. Barczyk daje widzowi czas na przetrawienie tej historii. Nie narzuca mu interpretacji i wniosków. Chce tylko, by się zaniepokoił. I na tym też polega wartość tego filmu.