90-letni bohater filmu Jana Kidawy-Błońskiego według scenariusza Tomasza Taraszkiewicza tak sumuje swoje życie: – Wychowałem się jako Żyd, cierpiałem jako Żyd, walczyłem jako Żyd – wyznaje przed kamerą.
Urodził się w Częstochowie w 1923 roku. – Tata był Żydem, ale mama, choć uważała się za Żydówkę, była prawosławną Rosjanką. Judaizm przyjęła po moim urodzeniu – wspomina.
Mama Samuela była pielęgniarką w żydowskim szpitalu, tata nauczycielem i artystą. A dokoła były rodziny i żydowskie i polskie żyjące w dobrosąsiedzkim pokoju. Wybuch II wojny światowej zastał Willenbergów w podwarszawskiej Radości. Zgodnie z zaleceniem prezydenta Warszawy Samuel opuścił z innymi młodymi mężczyznami miasto i powędrował na wschód. Tak zaczęła się jego wojenna i żołnierska tułaczka. Był ranny. Dziś, wsparty o laseczkę, przywołuje tragiczne koleje losu, które zabrały mu bliskich i zagnały też do obozu śmierci w Treblince.
Podczas tych wspomnień nieraz płyną mu z oczu łzy, załamuje się głos. Kiedy zobaczył na stosie obozowych ubrań, które sortował, paletko swojej kilkuletniej siostry zrozumiał, co się z nią stało. Także i dziś bardzo trudno mu o tym opowiadać. I do końca życia rodziców nie opowiedział im o tym. – Nie mogłem – mówi ze ściśniętym gardłem.
Widzowie dowiedzą się także, w jaki sposób Wallenberg wydostał się z Treblinki i jak po tych perypetiach odnalazł w Warszawie ojca. Uczestniczył też w Powstaniu Warszawskim.