Reklama

Nowy dyrektor Instytutu Pileckiego: Chcę uspokoić sytuację

Polityka pamięci powinna działać w spokoju, a nie w wojnie i w pożarach – mówi Karol Madaj, p.o. dyrektora Instytutu Pileckiego.

Publikacja: 09.09.2025 11:42

Karol Madaj dyrektor Instytutu Pileckiego

Karol Madaj dyrektor Instytutu Pileckiego

Foto: Instytut Pileckiego

Co zdecydowało, że postanowił wziąć pan na siebie kierowanie instytucją, która w ostatnich miesiącach była szarpana wewnętrznymi konfliktami?

Poczucie obowiązku. Właśnie to, że ta instytucja była tymi konfliktami szarpana i miałem tego świadomość, też dzięki artykułom w „Rzeczpospolitej”. Znam Instytut od wewnątrz, przez półtora roku byłem jego pracownikiem, głównie w Ośrodku Badań Nad Totalitaryzmami. Misja Instytutu Pileckiego jest mi bliska. Kryzys tak ważnej instytucji pamięci martwił bardzo wiele osób, w tym mnie. Gdy pani minister Marta Cienkowska zaproponowała mi objęcie stanowiska, nie miałem dużo czasu do namysłu. Zgodziłem się z poczucia obowiązku, żeby uspokoić sytuację, bo polityka pamięci powinna działać w spokoju, a nie w wojnie i w pożarach.

Ustalił pan jakieś warunki brzegowe? Wyrąbał np. autonomię zarządzania instytucją?

Instytut ma zapisaną w ustawie autonomię dyrektora. Minister Marta Cienkowska w rozmowie ze mną, ale też publicznie podczas konferencji, wyraźnie dała do zrozumienia, że decyzje kadrowe są w mojej gestii. Wydaje mi się, że tutaj nie ma sporu.

Co będzie czerwoną linią, której pan nie przekroczy?

Chcę działać jako dyrektor zgodnie z własnym sumieniem. Być może ta kategoria nie jest obiektywna, ale dla mnie jest bardzo ważna.

Czytaj więcej

Marta Cienkowska: Polityka historyczna to priorytet Ministerstwa Kultury

Jaką instytucją powinien być Instytut Pileckiego w pana autorskiej odsłonie?

Z moimi współpracownikami nie chcemy wymyślać na nowo koła, Instytut Pileckiego już został wymyślony. Wiadomo, że każda dyrekcja ma swoje preferencje i rozkłada po swojemu akcenty. Ja nie ukrywam, że zostałem wychowany, ukształtowało mnie, można tak powiedzieć, Biuro Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej, w którym pracowałem w latach 2008–2016. Na czele IPN stali wówczas śp. prof. Janusz Kurtyka i dr Łukasz Kamiński. To jak wtedy Instytut działał, jest dla mnie pewnym wzorem. W strukturach biura pracowali naukowcy, było wydawnictwo i była prowadzona edukacja. To były trzy główne komponenty. Istotne było to, że wtedy w Instytucie nie unikało się trudnych tematów, nawet jeżeli one były bolesne. Instytucja ta starała się zachować obiektywizm badań, czy to była sprawa Jedwabnego, czy Lecha Wałęsy. Historycy swobodnie mogli się spierać. Pamiętam jedną z konferencji organizowanych przez Instytut Pamięci Narodowej, w której brali udział naukowcy z IPN, ale też osoby z innych ośrodków, np. – co dzisiaj jest trudne do wyobrażenia – prof. Jan Grabowski. To nie znaczyło, że Instytut zgadzał się ze wszystkim, co głosili uczestnicy konferencji. Ważne, że był miejscem, w którym naukowcy mogli wymieniać się opiniami i dyskutować.

Reklama
Reklama

Biuro Edukacji Publicznej, które zlikwidowano w 2016 r., to jest dla mnie pewien ideał, który chciałbym przełożyć na Instytut Pileckiego, chociaż przecież ma on swoją specyfikę, inną od IPN. Cele tej instytucji są zapisane w ustawie. To jest Instytut badawczy, ale jego pierwszym celem zapisanym w ustawie jest to, żeby honorować, upamiętniać ofiary, bohaterów dwóch totalitaryzmów. Zatem mamy prowadzić badania, ich wyniki popularyzować i na ich podstawie zajmować się edukacją. Edukacja bez badań będzie propagandą, same badania bez popularyzacji staną się niszą.

Edukacja bez badań będzie propagandą, same badania bez popularyzacji staną się niszą

Karol Madaj dyrektor Instytutu Pileckiego

Błąd prof. Krzysztofa Ruchniewicza polegał na tym, iż chciał przekształcić Instytut Pileckiego w instytucję stricte naukowo-badawczą?

Wydaje mi się, że nigdy nie był to instytut wyłącznie badawczy. Prof. Ruchniewicz być może bardziej skupił się na tym komponencie, a mniej na opisanych w ustawie celach i zadaniach Instytutu Pileckiego, a należy do nich także popularyzacja badań. To są dwie nogi Instytutu, dwa płuca, bez nich nie można zachować równowagi.

Instytut Pileckiego powinien kreować politykę historyczną Polski, być narzędziem naszej soft power?

Zdecydowanie, do tego został powołany. Jest to jedna z ważnych instytucji pamięci w Polsce. Zresztą wymieniony został w opublikowanym niedawno przez MKiDN oraz Muzeum Historii Polski dokumencie będącym wstępem do strategii działania w obszarze pamięci, między innymi obok Instytutu Pamięci Narodowej, Muzeum Historii Polski. Tak się składa, że w nich pracowałem, mam perspektywę, która łączy doświadczenie tych instytucji. To doświadczenie praktyczne, które niekiedy przy realizacji projektów powstałych oddolnie okazało się sukcesem.

Czytaj więcej

Krzysztof Ruchniewicz odwołany z Instytutu Pileckiego po publikacji „Rzeczpospolitej”

Instytut posiada wyjątkowe narzędzia do prowadzenia polityki historycznej za granicą, oddziały w Berlinie, Rapperswilu i Nowym Jorku? Tyle, że te dwa ostatnie w zasadzie nie spełniają swojej roli, ale generują olbrzymie koszty dla polskiego podatnika.

Nie brałem udziału w podejmowaniu decyzji o ich powołaniu, ale rozumiem ideę, jaka przyświecała ich powstaniu. To prawda, że w tych dwóch ostatnich niewiele się dzieje, to są fakty, dlatego jest to jeden z moich priorytetów. Natomiast jeszcze teraz nie mogę powiedzieć, jakie zapadną decyzje.

Reklama
Reklama

Minister Marta Cienkowska w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” powiedziała, że nie „wszystkie oddziały zagraniczne są nam potrzebne”. Byłby pan skłonny do tak ostrego działania, czy bardziej do próby ratowania tych oddziałów, a w zasadzie wykreowania ich jasnego przekazu, który byłby skierowany do Amerykanów czy Szwajcarów?

Powiem tak. Albo te oddziały będą działały, albo to nie ma sensu. Nie mogę powiedzieć w tym momencie o żadnych decyzjach, bo to jest za wcześnie. Ale te sprawy są dla mnie bardzo ważne.

Czy wyobraża pan sobie, że na czele oddziału berlińskiego stoi Joanna Kiliszek, która jest radną z ramienia niemieckiej partii politycznej w samorządzie podberlińskiej gminy? Publicznie kwestionowała ona m.in. działania polskich służb na granicy polsko-białoruskiej, sugerowała, że IP w Berlinie jest „propagandową instytucją”.

Przynależność partyjna pracowników Instytutu jest ich swobodą obywatelską. Nie chcę tej sprawy komentować, choć wiem, że bulwersowała opinię publiczną. Najważniejsze jest, czy nasze wizje kierowania oddziałem w Berlinie są zbieżne. Wypowiedzi publiczne pani Kiliszek, nawet te, o których pan wspomina, stawiają tę kwestię pod znakiem zapytania. 

Czy zostanie ogłoszony konkurs na stanowisko kierownika oddziału berlińskiego Instytutu?

To jedna z możliwości, ale też nie chcę o tym na razie mówić. Mam pewne pomysły, ale nie chciałbym, aby słowa poprzedziły czyny. Chcę zrobić to, co jest do zrobienia, a nie tworzyć fakty medialne.

Moje zaufanie do pani Radziejowskiej się nie zmieniło. 

Karol Madaj dyrektor Instytutu Pileckiego

Wycofa pan wniosek skierowany do niemieckiego urzędu w sprawie zwolnienia dyscyplinarnego Hanny Radziejowskiej. Przywróci ją pan do pracy?

Nie chcę mówić o przyszłości w tym obszarze. Mogę mówić o przeszłości. Ta sprawa bulwersowała opinię publiczną. Stan faktyczny jest taki, że pani Hanna Radziejowska została decyzją dyrektora Ruchniewicza odwołana i zwolniona z pracy. Powodem odwołania był brak zaufania dyrektora. Po przeprowadzonym przez MKiDN postępowaniu wyjaśniającym, decyzją minister Cienkowskiej ta sytuacja uległa zmianie 30 sierpnia i dyr. Ruchniewicz został odwołany.

Czyli …

Brak zaufania dyrekcji do pani Hanny Radziejowskiej był aktualny do 29 sierpnia.

Reklama
Reklama

Ma pan zatem zaufanie do pani Radziejowskiej?

Moje zaufanie do pani Radziejowskiej się nie zmieniło. Tylko zmieniła się sytuacja. Osoba będąca dyrektorem Instytutu do 29 sierpnia nie miała zaufania do pani Radziejowskiej, a ja to zaufanie – również jako dyrektor Instytutu – mam. Pewne rzeczy się wydarzyły w sensie formalnym. Stoję obecnie przed podjęciem określonych decyzji i na pewno poinformujemy o nich opinię publiczną.  

Jaką rolę powinno pełnić Centrum Lemkina?

Uważam, że Centrum Lemkina wykonuje zadania bardzo ważne dla świata, bo zbiera relacje o zbrodniach rosyjskich w Ukrainie. Mam nadzieję, że minister Cienkowska i Instytut Pileckiego będą zgodni jak bardzo ważna jest misja tego centrum. I że należy tę sprawę jak najszybciej uregulować, a jeśli trzeba poprawić, aby mogło ono jak najlepiej wykonywać swoje zadania.

Istnieją kontrowersje, czy może on działać w ramach obecnie obowiązującej ustawy o Instytucie? Będzie ona nowelizowana?

To jest też przed nami. To jedno z pytań, na które nie chcę na razie odpowiadać. Poczekajmy na ustalenia w tej sprawie, na fakty.

Czytaj więcej

Oddział Instytutu Pileckiego w Nowym Jorku wpadł w pułapkę. Skarbonka bez dna

Odnoszę wrażenie, że program „Zawołani po imieniu” został zamrożony. Ostatnie upamiętnienie miało miejsce w październiku 2024 r. na kilka dni przed powołaniem na stanowisko dyrektora prof. Ruchniewicza? Dlaczego ten program jest pana zdaniem ważny?

Ten program honoruje osoby, które pomagały współobywatelom narodowości żydowskiej w czasie okupacji, w czasie Zagłady i poniosły z tego powodu śmierć. Realizacja tego programu wynika z ustawy, ale nie ona jest najważniejsza, ale historie ludzi. W pewnym momencie pracy w Instytucie Pileckiego prowadziłem badania w ramach tego programu. Często, nawet w lokalnych społecznościach, których dotyczyły, te historie były znane tylko rodzinom. To dotyczy w jakiś sposób także Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, których groby są nieskatalogowane i mogą zostać zlikwidowane według polskiego prawa, gdyby nikt się nimi nie interesował. Dlatego upamiętnienie – pomnik postawiony w ramach programu „Zawołani po imieniu” powoduje, że w lokalnej społeczności taka historia nie ginie, lecz żyje. Bo jeżeli się czegoś nie wspomina, to pamięć znika.

Reklama
Reklama

Czy będą kolejne upamiętnienia Polaków, którzy zginęli ratując Żydów w czasie wojny?

Będą już w październiku. Ten projekt będzie kontynuowany właśnie dlatego, że jest potrzebny społecznościom lokalnym, budowaniu świadomości historycznej Polaków. Ale nie może być on realizowany w izolacji od rzetelnych badań. Błędy, pośpiech w prowadzonych kwerendach, robienie upamiętnienia na siłę nie służą dobrze projektowi. Zatem istotne są rzetelne badania i duże wyczucie. Podkreślanie wyłącznie heroizmu etnicznych Polaków może być przeciwskuteczne. Powinno się także mówić o żydowskich ofiarach, które nierzadko same były bohaterami. Żydzi też byli obywatelami Polski i należy im się pamięć. Należy też mówić o tym, kto ich wydawał. Dlatego ten projekt musi być prowadzony w poszanowaniu pamięci wszystkich ofiar, w kontakcie z gminą żydowską. Tym bardziej, że Żydzi przeważnie ginęli razem z „Zawołanymi” i niekiedy ich ciała zasypywano w tych samych dołach.

 

O rozmówcy

Karol Madaj

Absolwent teologii biblijnej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Pracował w Biurze Edukacji Publicznej w Instytucie Pamięci Narodowej, m.in. jako pełnomocnik prezesa IPN ds. projektu Centrum Edukacji Historycznej w Łodzi, a następnie p.o. naczelnika Wydziału Edukacji Historycznej. W latach 2019-2020 związany z Instytutem Pileckiego – Ośrodkiem Badań nad Totalitaryzmami, gdzie prowadził konsultacje i badania naukowe przy projektach „Zawołani po imieniu”. Współtwórca Muzeum – Dom Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej, którego był także dyrektorem, w 2023 r. objął stanowisko kierownika Centrum Informacji i Edukacji o Polakach Ratujących Żydów Oddział Muzeum Historii Polski w Warszawie.

Co zdecydowało, że postanowił wziąć pan na siebie kierowanie instytucją, która w ostatnich miesiącach była szarpana wewnętrznymi konfliktami?

Poczucie obowiązku. Właśnie to, że ta instytucja była tymi konfliktami szarpana i miałem tego świadomość, też dzięki artykułom w „Rzeczpospolitej”. Znam Instytut od wewnątrz, przez półtora roku byłem jego pracownikiem, głównie w Ośrodku Badań Nad Totalitaryzmami. Misja Instytutu Pileckiego jest mi bliska. Kryzys tak ważnej instytucji pamięci martwił bardzo wiele osób, w tym mnie. Gdy pani minister Marta Cienkowska zaproponowała mi objęcie stanowiska, nie miałem dużo czasu do namysłu. Zgodziłem się z poczucia obowiązku, żeby uspokoić sytuację, bo polityka pamięci powinna działać w spokoju, a nie w wojnie i w pożarach.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Komentarze
Instytut Pileckiego to tylko szczyt góry lodowej. Rząd Donalda Tuska źle zarządza kulturą
Polityka
Krzysztof Ruchniewicz odwołany z Instytutu Pileckiego po publikacji „Rzeczpospolitej”
Polityka
Prof. Krzysztof Ruchniewicz: Kierowniczka Instytutu Pileckiego w Berlinie odwołana
Polityka
Kontrowersyjne pomysły dyrektora Instytutu Pileckiego
Polityka
Zaginione dzieła sztuki z Polski. Trop urywa się w Niemczech
Reklama
Reklama