A to dlatego, że nie oglądali filmu Leosa Caraxa, w którym prawie całą akcję udało się skumulować wokół tego właśnie mostu. Każdy nałogowy oglądacz filmów i seriali, gdy pierwszy raz leci do Nowego Jorku, Rzymu czy Paryża, po dotarciu do swojego Pont Neuf od razu czuje się jak w dawno nieodwiedzanej, ale znajomej okolicy. W Central Parku w fontannie Bethesda wznosi się słynny Anioł Wód, znany widzom serialu „Anioły w Ameryce", niedaleko jest fontanna z czołówki „Przyjaciół", a po Manhattanie można się snuć w poszukiwaniu miejsc, w których kręcono chociażby „Śniadanie u Tiffany'ego". W Paryżu oblężenie wciąż przeżywa kawiarnia Café des Deux Moulins, w której nakręcono „Amelię", a związki Rzymu z kinematografią to temat niejednej książki.
Żadne z tych wielkich miast nie potrzebuje dodatkowej promocji w filmach. Jednak to wyjątkowe, przyjemne uczucie powrotu do domu, jakie towarzyszy zwiedzającemu, gdy idzie Piątą Aleją czy włóczy się po Montmartre, w ogóle nie czując się obco w miejscu, które odwiedza pierwszy raz, jest niepodrabialne w inny sposób.
Nic dziwnego, że o ten sam efekt walczą i mniejsze polskie miasta. Przez lata nauczyły się przyciągać ekipy filmowe, coraz lepiej rozumiejąc, że może im to zapewnić reklamę i sentyment widzów, a co za tym idzie: wzrost liczby turystów, a przy okazji wpływy związane z goszczeniem ekip filmowych.
Robią tak nie tylko władze Lublina. To Bydgoszcz jako pierwsza zapłaciła TVP, by zaistnieć w serialu „Egzamin z życia". Potem Sandomierz wsparł producentów „Ojca Mateusza", Wrocław – twórców „Tancerzy". Łódź postawiła na odświeżanie wizerunku m.in. przez ujęcia w „Komisarzu Alexie", a Zakopane oglądaliśmy w „Szpilkach na Giewoncie".
Filmy przyciągają do miast nie tylko w taki sposób. Rzesze ludzi od lat z powodu festiwali filmowych odwiedzają Warszawę (gospodarza m.in. WFF, Sputnika, Festiwalu Pięciu Smaków czy Tygodnia Kina Hiszpańskiego), Wrocław (Nowe Horyzonty, American Film Festival), a także – by wymienić tylko kilka miast – Kazimierz Dolny i Janowiec nad Wisłą (Festiwal Dwa Brzegi), Gdynię (Festiwal Filmowy w Gdyni), Łódź (Camerimage), Cieszyn (Kino na Granicy) czy Kraków (Off Plus Camera). Lokalni włodarze już wiedzą, że z takiego wyjazdu przywozi się nie tylko zdjęcia na Facebooka, ale przede wszystkim masę wzruszeń i wspomnień, które nakazują wracać do tych samych miast kolejny i kolejny raz, po niekończące się debaty o tym, co reżyser miał na myśli, i odpowiedź na zawsze aktualne pytanie: co to właściwie znaczy „dobry film".