Film w internecie pokazuje, jak w trakcie protestu „Solidarności" przed Sejmem dziennikarka Ewa Stankiewicz próbuje rozmawiać ze Stefanem Niesiołowskim (posłem PO), a ten kilkakrotnie odmawia, nie szczędząc pod jej adresem epitetów w rodzaju „won do PiSu", a następnie robi dwa – trzy kroki do przodu i przesuwa (może pcha) nagrywającą go kamerę.

Sam Niesiołowski mówił Radiu Zet, że nie dotknął, a tym bardziej nie uderzył dziennikarki. – Odsunąłem kamerę od twarzy, bo o mało mi zębów nie wybiła. Gdybym ją uderzył albo zniszczył kamerę, to by to świetnie nagrała – powiedział.

Jakie dobra naruszono

W zapowiadanym procesie z pewnością sąd zarządzi przejrzenie nagrań, ale co można już teraz powiedzieć?

– Choć zajście było przed Sejmem, a nie np. w czasie posiedzenia, cały czas Stefan Niesiołowski był posłem wykonującym funkcje publiczne, nie zjawił się tam prywatnie. Dziennikarka miała prawo zbierać informacje i domagać się od niego wyjaśnień, miała prawo filmować posła – wskazuje adwokat Krzysztof Czyżewski. – Pojawia się jednak pytanie, czy dziennikarz może domagać się wypowiedzi w każdej chwili? Oczywiście, że nie, poseł mógł zatem odmówić wypowiedzi do kamery w danej chwili. Ale nie mógł zabronić jej filmowania jego osoby. Dla jakiegokolwiek popychania czy uderzania dziennikarza (jak zresztą każdego), gdyby do tego doszło, nie ma uzasadnienia.

– Odnoszę wrażenie, że przyczyną incydentu było natarczywe zachowanie dziennikarki – mówi z kolei adwokat Jacek Kondracki. – Uważam, że poseł już był tam jako osoba prywatna i miał prawo odmówić odpowiedzi. Można więc rozważać, czy zaszła przesłanka obrony koniecznej. W tym wypadku chronionym dobrem byłaby jego prywatność. Gdyby jednak poseł popchnął dziennikarkę czy ją uderzył, w rachubę wchodziłoby przestępstwo naruszenia nietykalności (art. 217 kodeksu karnego). Pamiętajmy jednak, że § 2 tego przepisu stanowi, iż jeśli naruszenie nietykalności wywołało wyzywające zachowanie pokrzywdzonego, sąd może odstąpić od wymierzenia kary. Gdybym jednak był na miejscu posła, zachowałbym się inaczej – dodaje mec. Kondracki. – Odwróciłbym się i uniknął incydentu.

Obustronne prowokacje

– Poseł występował w roli publicznej, nie ma mowy o prywatności ani o tym, że w jej obronie mógł skorzystać z obrony koniecznej. Mogłoby to wchodzić w grę, gdyby kamera fizycznie mu zagrażała – wskazuje adwokat Mikołaj Pietrzak.

Relacje uczestników zajścia znacznie się różnią. Z całą pewnością użycie wobec dziennikarza słowa „won" było mocno niestosowne, ale to nie narusza prawa – wskazuje adwokat Jerzy Naumann. – Istnieją granice natarczywości dziennikarskiej, na których stale balansują np. paparazzi. Dziennikarz nie jest „świętą krową", a jego zachowanie podlega ocenie nie tylko prawnej, ale też pod kątem obyczajów zawodowych. Jeżeli dziennikarz te normy przekracza, nie może się oburzać, że jego zachowanie jest oceniane krytycznie. Incydent między wicemarszałkiem Niesiołowskim a dziennikarką wydaje się mocno niestosowny, ale obustronnie. To nie jest sytuacja zero-jedynkowa, jak ta sprzed lat, kiedy to Krzysztof Baszniak, urzędujący wiceminister pracy, uderzył neseserem fotoreportera usiłującego zrobić mu zdjęcie w hallu ministerstwa. Baszniak został wtedy skazany wyrokiem karnym – ocenia.