Roman Giertych w kwietniu 2011 r. złożył pozew przeciwko Ringer Axel Springer, wydawcy strony internetowej fakt.pl. W pozwie domagał się usunięcia obraźliwych komentarzy zamieszczonych pod artykułem pt. "Giertych chce odebrania immunitetu Kaczyńskiemu". Chciał też, żeby wydawca opublikował przeprosiny na kilku stronach internetowych i zapłacił mu 8 tys. zł zadośćuczynienia.
Wydawca fakt.pl był natomiast zdania, że nie ponosi odpowiedzialności za opublikowane pod artykułem komentarze, bo brak takiej odpowiedzialności wynika z ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Poza tym - dodał - regulamin zamieszczania komentarzy na stronie wyłącza odpowiedzialność wydawcy za komentarze wulgarne lub obraźliwe.
Sąd Okręgowy w Warszawie, do którego sprawa trafiła, oddalił powództwo Giertycha. Zdaniem sądu komentarze zamieszczone pod artykułem rzeczywiście naruszyły godność i dobre imię Giertycha, jednak wydawca strony internetowej nie może ponosić odpowiedzialności za wypowiedzi innych osób, które nie są dziennikarzami. Poza tym - dodał sąd - komentarze takie umieszczane są automatycznie, a administrator strony może je usunąć dopiero wtedy, gdy dowie się, że naruszają one prawo.
Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił też skargę Giertycha, pomimo tego, że powołał w tej sprawie biegłego. Giertych żądał powołania biegłego, by ten wykazał, że wydawca strony internetowej jeszcze przed wniesieniem pozwu do sądu wiedział o obraźliwych komentarzach, ale ich nie usunął. Jeśli Giertych udowodniłby, że tak było, Ringer poniósłby odpowiedzialność za naruszenie dóbr osobistych. Zdaniem warszawskiego sądu, z opinii biegłego nie wynika, że wydawca strony wiedział już wcześniej o obraźliwych komentarzach, a jedynie opinia wykazała, że system, który ma cenzurować komentarze, jest nieszczelny, bo w komentarzach dotyczących Giertycha znalazły się wulgaryzmy. W związku z tym Giertych wniósł skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego.
Podczas piątkowej rozprawy przed Sądem Najwyższym pełnomocnik Romana Giertycha był zdania, że komentarze pod artykułami na stronie internetowej powinny być traktowane jak listy do redakcji, a wydawca strony internetowej powinien ponosić odpowiedzialność za ich treść - argumentował.