Stanisław Karczewski powiedział „Rzeczpospolitej", że konsultuje z najlepszymi prawnikami na świecie kwestie prawne pozwu o ochronę dóbr osobistych przeciwko burmistrzowi Jersey City Stevenowi Fulop.
Zdaniem adwokatów szanse ma duże, gdyż wbrew potocznej opinii, wolność krytyki polityków ma także w USA granice, a sankcje sądowe generalnie bywają tam ostrzejsze niż w Polsce.
Zła wiara
– Osoby publiczne, które domagają się od sądu ochrony przeciwko obraźliwym wypowiedziom, powinny udowodnić, że wypowiedź narusza ich dobra osobiste, a w USA nadto, że została dokonana w złej wierze (acutal malice). O złej wierze można mówić, gdy sprawca naruszenia wiedział, że podaje nieprawdę, albo było mu obojętne, czy jego słowa są prawdziwe, czy nie. Wykazanie przed sądem, że ktoś działał w złej wierze, jest w praktyce niezwykle trudne, dlatego też sfera wolności słowa dotycząca osób publicznych jest w USA szeroka, ale na pewno nie jest to wolność absolutna, gdyż osoby obrażające publiczne w złej wierze muszą liczyć się z odpowiedzialnością. Pozwany może się bronić, wskazując, że wypowiedź była tylko opinią.
– To, czy słowa burmistrza Jersey City uznać za opinię, czy stosując polską terminologię – odnoszą się do faktów, zależy od oceny konkretnego amerykańskiego sądu – mówi „Rz" adwokat Adam Pązik. – Ja mam mieszane uczucia: określenia „antysemita" czy „biały polski nacjonalista" są szalenie ocenne, ale stwierdzenie „znany polski antysemita" powinno opierać się na jakichś faktach – wcześniejszych wypowiedziach nacechowanych negatywnie względem Żydów. To by przemawiało za uznaniem tej wypowiedzi na stwierdzenie faktów – ocenia adwokat.
Ograniczenia wypowiedzi
Szeroką ochronę swobody wypowiedzi gwarantuje pierwsza poprawka konstytucji USA.