Przeciętnemu Kowalskiemu nowe trendy techniczne raczej nie zagrażają – nikt się nim nie interesuje, chyba że spowoduje wypadek i zostanie nagrany kamerką w aucie albo przez Google Glass. Co innego, gdy chodzi o znaną osobę, co pokazuje przykład ministra Radosława Sikorskiego.
Minister zawiadomił na Twitterze, że złożył doniesienie do prokuratury o naruszeniu jego prywatności przez dziennik „Fakt" za pomocą wyposażonego w kamerę drona wysłanego nad jego pałac z ogrodami w Chobielinie pod Bydgoszczą. Wyraził też nadzieję, że prokuratura, a jeśli będzie trzeba – sąd, wyznaczy granice prawa polityków do prywatności i określi np., czy wtargnięcie musi być osobiste czy wystarczy, że zastosuje środki techniczne.
Chodzi o filmik „Sknera Sikorski. Zobacz jego majątek!" pokazujący z lotu ptaka rezydencję, opatrzony kąśliwym komentarzem, że jej właściciel nie chce nam (społeczeństwu) oddać 500 zł, jakie zapłaciliśmy za jego frykasy w Amber Room (chodzi o słynne nagranie w aferze taśmowej), i że minister powinien się wstydzić.
Poza posadowieniem budynków, aut i łódki oraz ogólnym rzutem na park nie ma tam żadnego zaglądania przez okno czy do łazienki.
Podciąganie wyprawy drona pod naruszenie tzw. miru domowego byłoby chyba przesadą. Choć przestępstwo to (art. 193 kodeksu karnego) obejmuje nie tylko wdzieranie się do cudzego domu, mieszkania, lokalu, pomieszczenia, ale też ogrodzonego terenu, to wątpliwe jest, że rezydencja parkowo-pałacowa, historyczna, choć odbudowana, korzysta z takiej samej ochrony jak zwykły domek czy mieszkanie w bloku. Za chwilę ktoś ogrodzi kilka kilometrów kwadratowych i powie, że nic postronnym do tego, co się tam dzieje.