Przygotowując ważną ustawę wspierającą uciekających przed wojną Ukraińców, Polska powinna patrzeć na jej długofalowe skutki i mieć na uwadze, że ten konflikt się kiedyś skończy. Dlatego warto zadbać o kompleksowość i wielopiętrowość rozwiązań, które zaczynają się od systemowych ułatwień przy wjeździe i wyjeździe z Polski, przez zatrudnienie, wsparcie zawodowe, szkołę, na kwestiach socjalnych, a nawet emerytalnych kończąc. Nie może być tak, że ludzie, którzy zwiążą się z naszym krajem, za parę lat zostaną pozbawieni przyznanych w sytuacji kryzysowej uprawnień. Z drugiej strony nasz rząd musi zdawać sobie sprawę, że po wojnie większość tych ludzi będzie chciała wrócić do swojej ojczyzny. Rynek pracy musi być przygotowany również na taki scenariusz.

Czytaj więcej

Pomoc to nie tylko obowiązek moralny, ale także prawny

Polska ustawa powinna też być kompatybilna z rozwiązaniami europejskimi. Warto zrezygnować z ambicjonalnych deklaracji w stylu, że poradzimy sobie sami i nikogo nie potrzebujemy. Struktury unijne powinny być wciągnięte w machinę pomocy, a podatnicy państw unijnych partycypować w kosztach, jakie ponosi państwo polskie. Na tym polega przecież europejski solidaryzm.

W środę Rada UE poinformowała że chce uruchomić specjalne prawo – dyrektywę o pomocy tymczasowej, która kompleksowo ma przyznawać uprawnienia uchodźcom z Ukrainy w sposób jednolity na całym terytorium wspólnot europejskich, zaczynając od rynku pracy, na sprawach socjalnych i opiece zdrowotnej kończąc. Dyrektywa ma wejść w życie jeszcze w tym tygodniu. Również w tym tygodniu ustawę wspierającą ma przyjąć polski parlament. Dobrze, żeby nie było w tej kwestii wyścigów, a raczej współpraca i uzupełnianie się rozwiązań. W przeciwnym razie może się okazać, że stworzone w szlachetnym celu przepisy, zamiast pomagać, utrudniają życie uchodźcom, gdyż np. wykluczają się nawzajem. Byłby to chyba najgorszy scenariusz z możliwych. Bezsensowny, bo cele mamy absolutnie zbieżne.